Obecnie Tłumaczone Fiki

  • Smoczy Książe: "Biały Mag"
  • Awatar Legenda Aanga: "Opowieść o Lodzie i Dymie"
  • Kod Lyoko: "Wsparcie"

Smoczy Książe: "Biały Mag", Rozdział XII

 


Tłumaczenie i publikacja fika za pozwoleniem autorki, FableTheWolf7.



Po zmieniających swój kolor liściach, Callum poczuł, że nastała jesień. Czuć ją było także po zapachu drzew. Jak bardzo brakowało mu tego rześkiego, nostalgicznego zapachu teraz, gdy jego nos wypełniał odór popiołu i spalenizny. Nawet po tym całym czasie, ruiny Katolis były wciąż przytłaczające. Takie ciche, szare i straszne. Jedynym co pozostało po kiedyś wspaniałym królestwie było rozległe, martwe pustkowie. Największa rzecz w zasięgu wzroku była odrażająca z wielu powodów - było nią ciało Sol Regema, pokryte poparzeniami. Jego gardło było przeżarte na wylot i Callum był wdzięczny, że nie jadł nic w przeciągu ostatnich kilku godzin. Części ciała smoka znikły w bitwie, bądź strawione przez ogień - najbardziej zauważalny był brak rogów. Callum nie chciał się ponownie do niego zbliżać.


Callum rozejrzał się dookoła, nie będąc nawet do końca pewnym, co chciał znaleźć. W całkowitej ciszy łatwo było usłyszeć dźwięk - podleciał na północ, skąd dochodził hałas i dotarł do drogi stanowiącej granicę z Durenem. Zauważył jadący wóz, z wyglądu należący do kogoś bogatego - ledwo udało mu się rozpoznać insygnia Del Bar na karecie. Ominął on jego i ruiny - musiało im się spieszyć. Nie miał pojęcia czego mogliby szukać w Xadii, ale poleciał w kierunku Novus. Nie był pewien, czy byli to delegaci, czy wrogowie, ale w tych czasach nie można było być wystarczająco ostrożnym. Czy był trochę nadopiekuńczy w stosunku do swojego domu? Możliwe, ale biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia, Callum czuł się usprawiedliwiony.


Na pierwszy rzut oka nikt nie pomyślałby, że Novus istniało tylko od dwóch lat. Miasto prawdopodobnie zawdzięczało to elfom. Różne rodzaje elfów przybyły pod królewskim nakazem by pomóc w budowie. Ziemiokrwiste elfy pomagały przy agrokulturze i medycynie, Słoneczne elfy przy kowalstwie i bardziej zaawansowanych konstrukcjach, natomiast Księżycowe i Podniebnie przy wszystkim co wymagało jakiejś pomocy. Niektóre nawet zdecydowały się zostać. Jakiś tuzin Ziemiokrwistych elfów których dom został ostatnio napadnięty, trochę Słonecznych elfów, i nie więcej niż troje Podniebnych. Księżycowe elfy przybyły jedynie pod nakazem i opuściły Novus gdy ich pomoc nie była już potrzebna. Rayla była jedynym z Księżycowym elfem mieszkającym w mieście. Grupa Wodnych elfów wyraziła chęć zostania, w okolicy nie było jednak niestety wystarczająco wielkiego zbiornika wodnego, którego potrzebowali do życia. Niedaleko była rzeka wpadająca do dużego jeziora, jednak nawet ono nie było wystarczające dla elfów przyzwyczajonych do posiadania kilometrów terytorium. Łącznie, osada składała się głównie z ludzi, oraz nie więcej niż trzydziestu elfów.


Małe miasteczko, dzięki Ziemiokrwistym elfom, posiadało prosperującą farmę, a w ramach prezentu od Słonecznych elfów, kuźnię i wielki budynek - choć nie dorównujący pałacowi Katolis - pełniący rolę miejsca spotkań Rady. Ludzie osiedlili się zadziwiająco szybko, w tym wielu z nich - na przykład weterynarz czy piekarz z Zamku - powróciło do swoich dawnych profesji. Wszystkie dzieci osierocone w ataku zostały przygarnięte przez wielu dobrodusznych mieszkańców którzy również stracili swoje rodziny. Dopilnowali tego osobiście Callum i Ezran, którzy również byli sierotami. Wszystko to działo się pod, teraz rozpoznawalną, błękitną flagą z symbolem rozerwanego łańcucha. Cóż, flaga to może za dużo powiedziane - był to raczej wzór umieszczany na zasłonach i znakach na terenie miasta. Opeli - która teraz nosiła dawną koronę Katolis, jednak nie jako królowa, a przewodnicząca Rady - szybko doszła do wniosku, że robienie z siebie spektaklu byłoby nierozważne, nawet mimo ochrony która została im obiecana.


Callum przeleciał nad osadą, z zamiarem lądowania przed budynkiem Rady, zamiast tego jednak zdecydował się wylądować w pobliżu jakiejś sceny. Coś działo się na placu naprzeciwko budynku Rady, jednak ze względu na tłum ludzi, nie mógł zobaczyć co. Jego skrzydła jeszcze nie znikły, przeleciał więc nad zbiorowiskiem i wylądował na przeciw wydarzenia. Viren, Claudia i zakapturzona postać, którą Callum rozpoznał jako Aaravosa byli otoczeni przez resztki zamkowej straży, z mieczami i włóczniami wymierzonymi wprost w ich gardła. Opeli spoglądała na nich groźno, osłaniana przez Sorena i Amayę. Callum wybrał miejsce do lądowania za swoją ciotką, w miejscu w którym zostałby zauważony, ale nie znalazłby się w środku zajścia. Claudia i Aaravos śledzili go wzrokiem, Viren jednak zignorował jego obecność.


“Co to ma znaczyć, monarchii już nie ma?” zapytał Viren, wyglądając na zdumionego. Przynajmniej Callum myślał, że to Viren. Jego skóra była przerażająco blada, jego oczy sine i zapadnięte, zaś całe jego ciało wyglądał jak gdyby zestarzał się o przynajmniej dwie dekady w ciągu ostatnich osiemnastu miesięcy.


“To, co powiedziałam.” Głos Opeli pozostawał spokojny. Może ze względu na to, jak zdążyła znienawidzić Virena w ciągu ostatnich kilku lat, w połączeniu z faktem, że był teraz przed nią na kolanach, a jego los zależał w całości od niej. “Ezran zadecydował, że monarchia odeszła razem z królestwem. To miasto pozostaje pod zwierzchnictwem Rady i ochroną Smoczej Królowej.”


“Czyście postradali zmysły?” krzyknął Viren. “Smok zniszczył nasz dom i zabił tysiące! I teraz pokładacie wiarę w drugim smoku?”


“Ten drugi smok jest jedynym powodem, dla którego wszyscy jeszcze żyjemy,” powiedziała Opeli. “Zabiła smoka który to zrobił. Jeśli nie masz nic wartościowego do powiedzenia…”


“Jesteście głupcami!” Był to pierwszy raz gdy wielu usłyszało głos Aaravosa. Fala energii towarzysząca jego krzykowi posłała na plecy obecnych żołnierzy. Trójka podniosła się, a Aaravos zdjął kaptur. Wśród obecnych elfów dało się słyszeć pełne przerażenia westchnienia. Claudia spoglądała wściekle na Sorena, a on na nią, jednak nie padły żadne słowa. Viren sięgnął do swojego płaszcza i wyjął coś, przez co Callum poczuł się chory.


Był to kawałek jednego z rogów Sol Regema. Ta część nie była nadpalona, została odcięta. O ile on i mroczna trójka się rozminęli? Czy widzieli go odlatującego? Te pytania zaabsorbowały go na tyle, że nie usłyszał zaklęcia wypowiedzianego przez Virena. Czarny mag podniósł do góry fragment rogu i całe jego ciało ogarnął blask. Nie oślepiający, ale gdy osłabł, Viren był spowrotem w swojej okazałej formie którą Callum znał z dzieciństwa.


Znajomy jęk dotarł uszu młodego maga. Po raz pierwszy spojrzał w tłum by zobaczyć Zyma w ramionach Rayli i Ezrana stojącego obok. Dwójka pocieszała młodego smoka. W wieku dwunastu lat, Ezran robił się coraz wyższy, podczas gdy on i Rayla jakby przestali rosnąć. Callum czuł ulgę, że wciąż był wyższy od niej, nawet jeśli tylko o pół cala, nie licząc jej rogów. W tym czasie, Zym często przylatywał z odwiedzinami. Jęczenie Zyma przykuło również uwagę Virena, przypominając mu moc którą czuł gdy pochwycił małego ponad dwa lata temu. Była ona euforyczna. NIe obchodziło go nawet to, że chwilowo zapomniał o swoich celach związanych z ludzkością, był tylko on i jego moc. Rayla, widząc na co patrzy Viren, mocniej przycisnęła do siebie młodego smoka, który przysunął pysk do jej obojczyka.


Callum, zauważając chytry wzrok Virena, wystąpił przed Raylę i Ezana w obrończym geście. Dwoje magów wymieniło pełne nienawiści spojrzenia. Callum był zdrajcą którego chora żądza obrzydliwej elfki spowodowała, że opuścił on ludzkość. Viren natomiast był żądnym mocy potworem i nigdy nie był godny zaufania. Callum spojrzał na chwilę na Claudię i Sorena i po raz kolejny zauważył oczywistą ironię. Soren może nie był najbystrzejszy dorastając, ale przynajmniej miał tyle rozumu by zobaczyć to co miał przed sobą, czego nie można powiedzieć o jego siostrze. Opeli przerwała potencjalną walkę, podczas gdy żołnierze znów byli na nogach, ponownie mając trójkę w swojej łasce. 


“Callum, Rayla, Soren.” powiedziała z autorytetem. “Wyprowadźcie naszych… gości z Novus. W razie gdyby powrócili, poinformujemy Smoczą Królową. Jestem pewna, że z chęcią zobaczylaby Virena. 


Całe mile dalej, mały chłopak, nie starszy niż sześć lat, patrzył przez okno karety. Nie miał pojęcia, dlaczego tak nagle udają się do Xadii. Jego ojciec trzymał w rękach jego malutką jeszcze siostrzyczkę, Gwyneth. Matka chłopca patrzyła przez okno z drugiej strony powozu, i dałby wiele aby wiedzieć, czemu jest taka przerażona. Była taka od kiedy Katolis zostało zniszczone, nawet pomimo, że smoki wodne ugasiły ogień nim dosięgnął on ich królestwa. Mama powiedziała, że muszą poczekać, aż Gwyneth będzie wystarczająco duża by podróżować. Z tego co rozumiał, część ludzi ocalała i mieszka teraz w Xadii. Czy jadą właśnie ich odwiedzić?


“Faolan.” powiedział jego ojciec, zwracając jego uwagę. “Usiądź przy mnie, mama musi się zdrzemnąć.”


“Nie, nie” powiedziała jego matka, podnosząc go i kładąc na kolanach, mimo iż powoli robił się zbyt duży na to. Trzymała go teraz blisko i pocałowała w głowę, jakby był teraz najważniejszą dla niej rzeczą na świecie. Co u licha się działo?


“Jak poczuliby się twoi rodzice, gdyby już nigdy cię nie zobaczyli?”


Cały świat wydawał się rozpadać wokół Rayli, gdy usłyszała to pytanie. Nie obchodziło jej już to, że byli na obrzeżach Novus i mieli przegonić trójkę złoczyńców. Nie dbała o chytry uśmieszek na twarzy Virena, który wiedział, że te słowa miały zamierzony efekt. Ledwo nawet zauważyła dłoń Calluma na swoim ramieniu, gdy Soren stanął obrończo przed nimi wyjmując swój miecz, w formie cichego ostrzeżenia. Nie dołączyła do chłopaków, gdy udało im się wyrzucić niechcianych gości. Cofnęła się o kilka kroków, po czym odwróciła się i uciekła. Musiała pomysleć. Musiała teraz być sama.


Rayla z pewnością przykuła uwagę wielu ludzi, ponieważ wydawali się oczekiwać tego jak Callum ruszył za nią, po tym jak jemu i Sorenowi udało się pozbyć z miasta Virena i jego towarzyszy. Co prawda szybką ją zgubił, ale było dość oczywiste gdzie pobiegła: do domu. Był to jeden z większych budynków, położony w pobliżu rynku. Ze względu na mieszkańców, praktycznie nalegano by ich dom był wśród najbardziej komfortowych, jakkolwiek wciąż skromnych. Callum i Ezran nie byli już książętami, ale Callum wciąż był na ustach ludzi jako prawdziwy ludzki mag, Amaya pełniła rolę członka rady, w dodatku do jej starej pracy trenowania i dowodzenia wojownikami, do których wciąż zaliczał się Soren.


Oficjalnie był to dom jego, Ezrana, oraz ciotki Amayi. Ich ciotka zamierzała ich wychowywać do czasu gdy Ezran dorośnie. Soren “zgłosił się” by mieszkać z nimi - pomimo, że był już dorosły - by dalej ich chronić, chociaż Callum potrafił już zadbać o siebie, a Ezran był teraz normalnym dzieckiem, bez królewskich zobowiązań - coś z czego się naprawdę cieszył. Callum miał przeczucie, że ta ciągła ochrona ze strony Sorena wynikała z poczucia winy za grzechy jego ojca, jednak Callum nigdy o tym nie wspominał. To było ich bezsłowne porozumienie. Rayla była częścią tego od samego początku, posiadając nawet swój własny pokój, odrębny od chłopaków. Callum zarumienił się gdy przypomniał sobie jak doszło do tej konkretnej decyzji; przed zakończeniem budowy domu, on i Rayla rozmawiali do późna w jego pokoju. Była to zimna noc, więc przytulili się do siebie pod jego nakryciami, ze względu na chłód. Obudziły ich gwizdy i okrzyki. Soren posyłał im najbardziej sugestywny uśmiech, jakiego oboje kiedykolwiek widzieli, a oczy Ezrana zasłaniała zszokowana Amaya. To było upokarzające.


Callum wszedł do domu, który z pozoru był pusty - ciotka Amaya musiała być wciąż w budynku rady. Było to zrozumiałe, to był pierwszy raz gdy widziała Virena od czasu Bitwy pod Burzową Iglicą, który teraz wydawał się być na jakiejś krucjacie przeciwko smokom. Wiedział jednak, że Rayla była w swoim pokoju.


Rayla siedziała na łóżku, z oczami skupionymi na małym portrecie, który zabrała z Burzowej Iglicy i teraz trzymała blisko siebie. Zym był przy niej. Jęczał usiłując wepchać pysk pod jej łokieć i wiercąc nosem w jej boku. Polizał ją po twarzy, za co wreszcie pogłaskała go po głowie. Spojrzał na obrazek, rozpoznając Raylę jako dziecko, ale nie dwoje elfów, którzy kiedyś byli jego obrońcami. Ledwo zauważyła Calluma wchodzącego do jej pokoju, ale jej oczy zwróciły się w jego kierunku gdy usiadł obok niej. Zym odsunął się z drogi. 


“Wszystko okej?” zapytał. Rayla nie wydawała się go słyszeć. “Rayla, nie słuchaj go. To Viren, jemu nie wolno ufać.”


“On wie co się stało, Callum.” powiedziała. “Oboje to widzieliśmy. Nie zabił ich, to ma coś wspólnego z tą jego sakiewką. Coś z “odpłacaniem” im.


Callum westchnął; nie miała zamiaru temu odpuścić. To chyba był jednak jeden z powodów, dla których ją kochał. Dotknął rękami jej twarzy i delikatnie odwrócił ją w jego kierunku. “Słuchaj, coś wymyślimy. Dowiemy się co się dzieje i na dobre pozbędziemy się tego potwora.”


Rayla złapała za dłoń która dotykała jej twarzy i odsunęła ją. “Po prostu chcę wiedzieć, że są cali.” Callum poczuł bolesne ukłucie w sercu i nie mógł powstrzymać się by nie zbliżyć jej do siebie i przytulić. Nie płakała, ale cierpiała, to było jasne.


Soren uświadomił sobie co się stało w chwili gdy zobaczył swoją siostrę. Biały pasek włosów pojawił się na jej głowie po tym jak przywróciła mu zdolność chodzenia. Mógł sobie wyobrazić, że tylko coś wielkiego musiało wybielić połowę jej włosów. Wielkiego, jak przywrócenie do życia martwego. Nie był pewien, czy było to w ogóle możliwe, ale miało sens gdy wzięło się pod uwagę magię; ich ojciec zginął i Claudia musiała być na tyle zdesperowana, by przywrócić go do życia. Ciarki przeszły mu po plecach na myśl, jaka niewinna istota została poświęcona dla tak potężnego zaklęcia.


Bylo ciemno, gdy Rayla wreszcie się obudziła. Księżyc był nisko na niebie, był już prawie ranek. Przeszyły ją dreszcze, i dalej była zalana potem po koszmarze. Wciąż słyszała ich błagających o pomoc. Nie tylko jej rodzice, ale również Runaan i reszta jej starej grupy asasynów. W jednym momencie była spowrotem dzieckiem, w wieku siedmiu lat gdy jej rodzice po raz pierwszy wyruszyli pełnić obowiązki w straży. Runaan i inni spoglądali na nią z obrzydzeniem,nazywając ją tchórzem, dezerterem i zdrajczynią. Jej rodzice patrzyli na nią z większą dozą sympatii, prosząc ją by ich nie zostawiała, by ich uratowała. Wciąż z bolącym sercem, Rayla wstała i wyszła z pokoju; było coś co musiała zrobić.


Oczywiście, Amaya nie słyszała odgłosów dochodzących z zewnątrz, ale wydarzenia dnia wczorajszego spowodowały, że nie mogła się dobrze wyspać. Viren powrócił, i w towarzystwie elfa, który niegdyś absolutnie potwierdziłby wszystko, co myślała o nich. Soren przyszedł do domu z szaloną historią o czarnej magii i jego ojcu będącemu teraz nieumarłym, a Rayla położyła się wcześniej. Tak naprawdę Amaya martwiła się więcej niż jedną rzeczą. Widząc księżyc tak nisko nad horyzontem, pomyślała, że niedługo będzie ranek, więc może już teraz wstać.


W tym samym momencie w którym otworzyła drzwi łazienki, zauważyła jak frontowe drzwi na parterze zamykają się, nie widząc kto nimi wychodził. Schodząc na dół po schodach by to sprawdzić, rozejrzała się po pokoju gościnnym i nie zauważając niczego przeszła do kuchni, gdzie nareszcie znalazła coś. Notatkę, leżącą na stole. Szybko przewertowała co było na niej napisane, i nagle jej oczy rozszerzyły się. Było źle.


Na dworze rozjaśniało się. Rayla opuściła Novus już jakiś czas temu. W swojej notatce błagała, by nikt za nią nie podążał. Wiedziała, że było to niebezpieczne i nie chciała wplątywać w to nikogo. To byli jej rodzice i musiała zrobić co w jej mocy by ich odnaleźć. Wiedziała, że było to głupie, poddać się Virenowi, ale przynajmniej poznałaby prawdę na temat swoich rodziców, w dodatku była pewna jeśli chodzi o jej umiejętności ucieczki, gdyby magowie czegoś spróbowali - a byłoby tak na pewno. Nagły dotyk dłoni na jej ramieniu wystraszył ją, odskoczyła i obracając się skrzyżowała swoje ostrza przy gardle napastnika.


Była to Amaya. Daleka od bycia poruszoną, dawała Rayli chłodne spojrzenie, takie jak rodzic którego dziecko podnosiło na niego głos. Elfka uspokoiła się i odłożyła swoje miecze. Amaya zaczęła migać i bez obecności tłumacza, Rayla miała jedynie śladowe pojęcie, co mówiła, rozpoznając tylko niektóre znaki które znała: “co”, “niby” i “robisz”. Co ty niby wyprawiasz?


“Nie próbuj mnie zatrzymać,” powiedziała jej Rayla, otrzymując niewzruszone spojrzenie od generał. “Viren wie co stało się z moimi rodzicami, muszę iść.” Amaya ponownie zamigała, tym razem jednak Rayla pokręciła głową i wzruszyła ramionami - nie zrozumiała niczego. Amaya przewróciła oczami, widocznie zirytowana. Złapała elfkę za podbródek, zmuszając by spojrzała na jej usta. Wymówiła powoli “nie sama, niebezpieczne”. Rayla skrzywiła się i wyrwała Amayi.


“Nie obchodzi mnie to.” powiedziała. “Mam już jedną rodzinę którą opuściłam. NIe mogę - nie mam zamiaru opuścić również tej.” 


Rayla odwróciła się i szła dalej. Bez zaskoczenia, słyszała kroki Amayi za sobą. Amaya nie mogła nie poczuć małego ukłucia w sercu. Jej własna sympatia w stosunku do dziewczyny nie była pozbawiona trudności, a teraz towarzyszyć jej zaczęła nerwowość związana z nie byciem już czymś, czego Amaya jeszcze do końca nie rozumiała. Matczyną figurą? Mentorką? Nie było to już jednak ważne. Rayla nie miała zamiaru odpuścić, i - z sympatią czy nie - Amaya nie zamierzała pozwolić tej małej upartej idiotce iść samej i dać się zabić.


Spowrotem w domu, Soren wstał jako pierwszy. Zauważył list na stole gdy wszedł do kuchni, teraz małą kartką doczepioną na jego wierchu. Podniósł i przeczytał skrawek.


“Nie martwcie się, jestem z nią. Jeśli nie wrócimy do jutra o tej samej porze, wyślijcie pomoc - Amaya.”


Soren spojrzał na list i sięgnął po niego. Ale zanim udało mu się to zrobić, usłyszał pukanie do drzwi. Słońce jeszcze nawet do końca nie wzeszło; czymkolwiek to było,  mogło być ważniejsze od zawartości listu. Postanowił, że przeczyta list trochę później. 


Gdy podszedł do drzwi, otworzył je, widząc rodzinę; parę, śpiącego niemowlaka, i małe dziecko przecierające jeszcze oczy ze względu na wczesną porę. Zaciekawiły go kolory Del Bar które nosili i wyglądali na bogatych. Za nimi stała czterokonna kareca, również wyglądająca na drogą.


“Soren?” zapytał mężczyzna, widocznie czujący się niezręcznie.


“Tak”? Soren odpowiedział pytaniem.


“Ty żyjesz! Naprawdę, jesteś cały!” żona mężczyzny przyłożyła dłoń do swoich ust, a łzy zaczęły formować się w jej oczach. Jej… znajomo błękitnych oczach. 


“Co się dzieje?” Soren usłyszał za sobą pytanie Ezrana, za którym podążał ziewający Callum. Chłopcy schodzili na dół po schodach, wyglądając na rozespanych. 


Fala emocji zalała Sorena, gdy właśnie przypomniał sobie kim była ta kobieta, z dawnych czasów. Tylko jedno słowo opuściło jego usta. “Mama.”



Komentarze

Popularne posty