Obecnie Tłumaczone Fiki

  • Smoczy Książe: "Biały Mag"
  • Awatar Legenda Aanga: "Opowieść o Lodzie i Dymie"
  • Kod Lyoko: "Wsparcie"

Smoczy Książę: "Biały Mag", Rozdział I

 












Link do oryginalnego rozdziału: https://www.fanfiction.net/s/13484389/1/The-White-Mage

Rok. Od bitwy minął już cały rok - a może nawet dłużej. Cały ten czas spędzili w zatęchłej jaskini, żyjąc w biegu, jak uciekinierzy. Claudia nie była nawet do końca pewna upływu czasu; wiedziała tylko, że spędzili tu zimę po której przyszło kolejne lato. Tak czy inaczej, był teraz późny poranek. Ona i jej ojciec rozmawiali już o tym, co zrobią po opuszczeniu jaskini - co bez wątpienia zrobią; Claudia nie miała zamiaru spędzić reszty swojego życia w jakiejś jaskini z przerośniętym kokonem i gnijącymi, zmasakrowanymi szczątkami jakiegoś Słonecznego Elfa. On i tak był już ranny, próbowała sobie wmówić może po raz setny, ale jeszcze nie był martwy. Jedynie słaby na tyle, by wydusić z niego resztki życia które jeszcze mu pozostały. To przecież nie jej wina, że był on tak dobrym kandydatem dla czarnej magii której wymagało przywrócenie do życia jej ojca. W dodatku, czym niby było życie tego elfa w porównaniu do życia kogoś kto ocalił by całą ludzkość?
Zostali teraz tylko oni. Matka Claudii odeszła, a Soren okazał się zdrajcą. Trzeba jednak przyznać, że zaskoczyło Claudię to, jak szybko jej ojciec całkowicie odrzucił Sorena. W jego własnych słowach, niczym nie różnił się on teraz od elfów i smoków których wybrał ponad swoją rodzinę i gatunek. Soren był dla jej ojca tak martwy, jak jego żona, a jej matka. Jak to Viren kiedyś powiedział, przeszedł on na stronę książąt.
Książęta. Nie chciała mieć wroga w Ezranie, ale Viren stwierdził, że jest to absolutnie konieczne; bracia byli zdrajcami swojego ojca i całego królestwa, muszą więc podzielić losy które sami zgotowali dla siebie i swoich drogich smoków i elfów. Ta myśl, kolejny już raz, przypomniała jej o Callumie. Widziała jak używał on magii na polu bitwy, ale stwierdziła, że musiał zdobyć kolejny kamień pierwotny - z tej odległości nie było dobrze widać. Gdy jej ojciec opowiedział jej o zaklęciu które dało chłopcu umiejętność latania, bez kamienia pierwotnego, nie mogła w to uwierzyć. Callum jest człowiekiem, ludzie nie potrafią używać magii bez pierwotnych kamieni, a na pewno nie pozwoliłby jej ojcu umrzeć, w zamian za życie jakiejś elfki którą znał może z miesiąc. Claudia była pewna, że musiały to być zwidy spowodowane silnym stresem, ale jej ojciec uparcie zaprzeczał.
“Claudio!” głos ojca wyrwał ją z jej rozważań. Wróciła z powrotem do jaskini, ukrytej przed resztą świata. Viren wyglądał ostatnio lepiej, bez ran, otarć i na nogach, jeśli trochę słabszy. Claudia sprawiała natomiast wrażenie bledszej, z podkrążonymi oczami - czy to z braku dobrego snu, czy przez czarną magię - nie była pewna. Biała część jej włosów zwisała bezładnie, nieważne co Claudia próbowała z nimi zrobić. Oparte o ścianę stały dwie laski - Virena i splugawione berło Słonecznych elfów. Obok nich, potłuczona i zakrwawiona korona Katolis, oraz sakiewka z monetami której otwierania Viren Claudii kategorycznie zabronił.
Ogromny kokon zaczął pękać. Claudia poczuła, jak jej serce zaczęło mocniej bić. Jej ojciec od kilku już miesięcy czuł się wystarczająco dobrze by podróżować, nalegał jednak aby poczekali nim jego “przyjaciel” się wykluje. Nie mogli wrócić do domu - nie po tym co zrobili połowie populacji ludzkich królestw - zaś twarz Virena była już zapewne dobrze znana w znacznej części Xadii. Nie mając dokąd iść, byli zmuszeni czekać na “przyjaciela” by zaplanować ich następny ruch, nawet jeśli oznaczało to dalsze uwięzienie w jaskini jedzenie samych owoców.
Głos potężnego pęknięcia rozszedł się po normalnie cichej jaskini, zaś u jego źródła dziura w kokonie, z której o własnych siłach wydobyła się w pełni ubrana, sucha postać poruszająca się z większą gracją niż wiele istot które przeszły tego typu przemianę.
Był to elf. Wysokiej, królewskiej postury elf, jakiego nigdy jeszcze nie widziała. Miał ciemnoniebieską skórę, białe włosy, oznaczenia pod oczami które wyglądały jak diamenty, gwieździste piegi na nosie i największe rogi jakie kiedykolwiek widziała u elfa. Największą uwagę jednak przykuwały te przebiegłe, ostre oczy które wiedziały więcej, niż dawały po sobie poznać.
W przeciwieństwie do Virena i Claudii, którzy obserwowali go z zapartym tchem, jego oczy skupione były na lasce Virena. Podszedł on do niej, podniósł ją, po czym z uczuciem przejechał palcem po umieszczonym w niej klejnocie. “Ah, dla tych starych czasów. Elarion. Stary Ziard. Takie delikatne delikatne istoty, wy ludzie.”
“Aaravos” powiedział Viren, zyskując uwagę elfa. Spojrzał on na parę z przebiegłym uśmieszkiem na twarzy..
“Nareszcie. Wyglądasz dobrze, Virenie” powiedział elf jedwabistym głosem. “Rozumiem, że wszystkie… przeciwne strony nie stanowią już problemu?”
“Już nie.” powiedział Viren pewniejszym teraz tonem i oczywiste było, że rozmawiają o Sorenie. Claudia musiała przyznać, że trochę męczyło ją to z jaką łatwością jej ojciec mówił o swoim synu z tą samą obojętnością, z jaką mówił o jej matce gdy odeszła ona z jego życia. Czy Soren zostanie z niego usunięty w ten sam sposób?
“Był słabym ogniwem które omal nie przerwało łańcucha, miał jednak wystarczająco dużo rozumu i wyczucia, by odejść z resztą godności, która jeszcze mu pozostała. Nie żeby było tego zbyt wiele.”
“To zaś jest Claudia, czyż nie?” zapytał elf, spoglądając na nią. Jej rytm serca podskoczył, z nieznanych jej przyczyn.
“Tak.” powiedział Viren, patrząc podejrzliwie na Aaravosa. Kiwnął on głową, a Claudia odetchnęła z ulgą gdy elf skierował swoje spojrzenie na jej ojca.
“Uroczo. Teraz skoro przywitania mamy za sobą…” powiedział Aaravos, powoli przechodząc na środek jaskini i zatrzymując się przy zwłokach Słonecznego elfa. Ludzie zamarli w bezruchu, niepewni tego jak zareaguje on na widok elfa użytego do wskrzeszenia człowieka.
“Co za bezsensowna strata”. powiedział Aaravos z obojętnością w głosie. “I pomyśleć, że można było jej uniknąć, gdyby nie ta mała elfka bawiąca się w Smoczą Strażniczkę. Śmiem powiedzieć, że wina za tą śmierć leży bardziej po jej stronie, niż waszej.”. Jego wzrok przeniósł się teraz na Claudię. Viren powiedział jej, że młoda Księżycowa elfka była odpowiedzialna za jego upadek. Claudia nie miała pewności czy była to przyjaciółka Ezrana i Calluma czy też inna elfka, ale natychmiast przysięgła, że kimkolwiek ona była, zapłaci za swoją zbrodnię.
“Więc, co zrobimy teraz?” Viren i Claudia podeszli do Aaravosa. Łatwo było dostrzec, jak słaby stał się ojciec Claudi, słaba postura, małe kroki. Czarna magia nie była perfekcyjna, ale była lepsza niż nic - pomyślała, że porozmawia z nim na temat zaklęć wzmacniających.
Aaravos wbił laskę w ziemię, wciąż trzymając rękę na klejnocie. “Umieśćcie dłonie na lasce. Zamknijcie oczy i ich nie otwierajcie.”. Viren i Claudia wykonali polecenie. Potężny puls pierwotnej magii wypełnił jaskinię, podczas gdy Aaravos powiedział “Aspectu”.
Nagle, rozbłysło światło. Mimo to, oczy Virena i Claudii nie musiały się do niego dostosowywać. Byli teraz na Burzowej Iglicy, a Aaravos ponownie przybrał formę ducha, którą do tej pory znał tylko Viren. Po chwili czarni magowie przekonali się, że sami przyjęli podobną postać.
“Witajcie na planie astralnym, moi przyjaciele. Nie ma powodu do obaw.” powiedział Aaravos. Patrząc na nich kątem oka sprawiał wrażenie niebezpiecznego. “Jako część mojej kary zostałem pozbawiony mojej mocy, przed uwięzieniem w tym przeklętym lustrze. Smoczy Książe, jednak, podarował nam wystarczająco dużo mocy dla tej małej sztuczki. My ich widzimy i słyszymy, podczas gdy oni nie mają pojęcia o naszej obecności. Przydatne, czyż nie?”.
Zanim Viren zdążył odpowiedzieć, widok który ujrzeli odebrał im mowę - a w przypadku Claudii zaskutkował nagłym przypływem złości. Oto ona, elfia przyjaciółka Calluma i Ezrana, której imienia nie pamiętała. Była pewna, że to przez światło, nie było to teraz jednak ważne. Elfka była teraz nieco wyższa i nabrała trochę kształtu, chociaż wciąż była stosunkowo chuda. Miała na sobie dziwny, choć jednocześnie znajomy, ubiór - efektowne połączenie fioletu i błękitu, które sugerowały, że była częścią jakiejś królewskiej straży. Moda ta była znana Claudii, która wychowała się na królewskim dworze. Obok niej stał potężny smok, największe stworzenie jakie Claudia do tej pory widziała. Łuski oraz rogi koloru nocnego nieba, biała grzywa, głębokie błękitne oczy; jaki idealny okaz.
Smoczyca i elfka siedziały na zewnątrz jaskini, najwyraźniej ciesząc się spokojnym letnim porankiem. Claudia nigdy jeszcze nie widziała elfa tak spokojnego - większość była wściekła, bądź jak w przypadku Słonecznego elfa w jaskini, przerażona. Gdyby nie rogi, znaki na twarzy i dziwaczne czteropalczaste dłonie, dziewczyna nie różniłaby się znacząco od człowieka. Nieważne jednak, jedno spojrzenie na twarz jej ojca zdradziło, że to była jego zabójczyni - co oznaczało, że musiała ona zapłacić za swoją zbrodnię, choćby to była ostatnia rzecz którą Claudia zrobi.
“Jestem Gwiezdnym elfem, i arcymagiem w dodatku” powiedział Aaravos, ze wzrokiem skupionym na młodej elfce. “Mogę zyskać szczególną wiedzę, będąc na planie astralnym. Dla przykładu…” elf zamknął oczy, ucichł na chwilę, a na jego twarzy pojawił się przebiegły uśmieszek. “Hmm. Interesujące.”
“Co?” zapytał Viren.
“Dwójka Księżycowych elfów z którymi walczyłeś o jajo” powiedział Aaravos. Viren zauważył wtedy obecność lustra i nie trudno było przyjąć, że Gwiezdny elf obserwował tą potyczkę z jego wewnątrz. “Ta młoda elfka jest ich dzieckiem. Fascynujące. I smutne, że nie dołączyła do rodzinnego spotkanka, które tak wspaniałomyślnie jej zaproponowałeś.”
“Może to tylko przypadek.” Claudia usłyszała swój własny głos. Nie wiedziała czemu, ale słysząc tą wiadomość poczuła niepokój. Być może z tego samego powodu, dla którego wolała widzieć smocze jajo jako broń, niż nienarodzonego smoka. Gdyby dopuściła do myśli, że te stworzenia miały rodziny, ukochanych, uczłowieczyło by to ich, a nie były one ludźmi. Jedynie bezmyślnymi zwierzętami, plugawymi smokami i rządnymi krwii elfami, niezdolnymi do miłości czy wierności. Nic ponad to.
“Możliwe.” rzekł Aaravos znów zamykając oczy i tym razem nie mogąc już powstrzymać mrocznego chichotu. “No, no, no. Tu mamy coś bardziej… użytecznego. A to mnie nazywano wynaturzeniem.”
“No więc?” naciskał niecierpliwe Viren.
“Więź młodej elfki z ludzkim magiem.” zaczął Gwiezdny elf. “Może się nam bardzo przydać, jeśli odpowiednio ją wykorzystamy.”.
“Ludzki mag?” zadała pytanie Claudia. O jakim innym magu, oprócz ich dwójki, Aaravos mógł mówić?
Jak na zawołanie, spośród chmur wyłoniły się cztery postaci, dwie większe i dwie mniejsze. Mniejsza, lżejsza dwójka wylądowała uderzając lekko w ziemię. Byli to Smoczy Książe i pisklę księżycowego feniksa. Smoczy Książe, który teraz otrzepywał się z kurzu, wyglądał na bardziej doświadczonego od małego feniksa który z trudem próbował stanąć na nogi.
“Świetny lot, Azymondiasie” przemówiła Smocza Królowa, głosem o wiele spokojniejszym i bardziej matczynym niż ludzie mogli spodziewać się po bestii która rozkazała zabić króla Harrowa. Książe zaświergotał i podskoczył do swojej matki, dumnie podnosząc głowę. Smoczyca i jej elfia strażniczka zaśmiały się widząc ten mały pokaz, po czym elfka podeszła i wzięła na ręce pisklę feniksa.
“Myślę, że powinniśmy niedługo odstawić cię do Lujanne, Phoe Phoe”, powiedziała, przytulając Phoe Phoe do policzka. “Wolałabym, żeby nie musiała sama tu po ciebie przychodzić.”. Feniksiątko odpowiedziało jej pojedynczym piśnięciem.
Pozostała dwójka wylądowała z większą gracją niż młodsi adepci latania. Oglądając tą scenkę, żadna ze zjaw nie zauważyła ich przybycia. Jedną z postaci był Podniebny elf, natomiast drugą… Claudia musiała przetrzeć oczy. Czy to był Callum?
Był wyższy i lepiej zbudowany. W miejscu jego ramion była para wielkich brązowych skrzydeł, które teraz malały i wycofywały się z powrotem do ludzkiej postaci. Jego ramiona, które jak teraz zauważyła dorównywały budową jego sylwetce, zdobiły białe runy. Nie miał już na sobie kurtki. Jego włosy były jeszcze bardziej roztrzepane niż normalnie, z winy wiatru jak się domyślała. Szaro-błękitny ubiór, który teraz miał na sobie sprawiał wrażenie elfickiego, choć nie był tak obcisły jak Claudia do tej pory widywała u elfów. Wokół szyi owinięty miał stary szal, który nosił odkąd byli dziećmi - to jednak był jedyny znajomy element garderoby. Uświadomiła sobie teraz, że jego urodziny minęły w zeszłym miesiącu, a podczas bitwy brakował mu miesiąc do piętnastu lat - co oznaczało że teraz miał szesnaście. Biła od niego pewność siebie, jakiej nigdy Claudia do tej pory u niego nie widziała.
“Callum, to jest niesamowite.” powiedział mu podniebny elf, z oczami pełnymi dumy. “Moja rodzina do tej pory nie chce uwierzyć, że uczę człowieka, który połączył się z pierwotnym źródłem.”
Claudia patrzyła zaskoczona. Ale… to niemożliwe.
“Tak. Nie jestem pewien jak moi w domu na to zareagują. Wszyscy pewnie będą pytać, gdzie chowam kamień pierwotny.”
Oboje zachichotali. Elf spojrzał na Calluma z nutą melancholii. “Mój przyjacielu. choć bardzo tego żałuję, nie ma już nic czego jeszcze mógłbym cię nauczyć. Od bardzo dawna nie sprawiało mi tyle radości nauczanie, zwłaszcza kogoś kto tak szybko przyswajał by zaklęcia. Od dzisiaj, Książe Callumie z Katolis, jesteś pełnoprawnym podniebnym magiem.”
Callum miał łzy w oczach i wielki uśmiech na twarzy, gdy nagle przytulił swojego mentora. Zaskoczenie na twarzy Podniebnego elfa szybko zmieniło się w szczery uśmiech, gdy odwzajemnił on uścisk. Po kilku sekundach zakończyli objęcie i udali się w kierunku pozostałych. Księżycowa elfka podbiegła do nich i uwagę Claudii natychmiast przykuło to, że wpadła ona w ramiona Calluma. Natomiast złość wypełniła jej żyły, gdy ujrzała pocałunek.
Callum? I ten… ten elf? To… to po prostu chore.
“Obrzydliwe” warknął Viren, z furią na twarzy. “Król Harrow był na tyle dobry by przyjąć go jako swojego syna, a on odpłaca mu się za tą dobroć zadając się z jego mordercami.”
“Kolejny powód, by ich zatrzymać.” powiedział Aaravos. “Smoki same rządzą tym światem, z elfami pełniącymi rolę ślepych sług tych bestii. Twierdzisz, że chcesz pomóc ludzkości, Virenie, i w tym jesteśmy zgodni. Moim celem jest jedynie wyrównać szanse, dać moc tym którzy jej nie mają. Jak to jednak zazwyczaj jest, ci najpotężniejsi chciwie trzymają się pozycji, które pozwoliły im do tej pory dominować i znęcać się nad tymi których uważali za istoty gorszego gatunku. Ze smokami nie da się dyskutować. Jeśli ludzkość ma prosperować, te stworzenia muszą być wyeliminowane na skali globalnej, a jeśli elfy będą chciały nam w tym przeszkodzić, one same podzielą los swoich władców.”
“Tak” odpowiedział Viren, ze wzrokiem skupionym na olbrzymiej królowej smoków. “A gdy sił rządzących Xadią już nie będzie, powrócę do Katolis po mój tron” wstrzymał głos. “Nie, powrócę do ludzkich królestw po mój tron i poprowadzę moich podwładnych do wielkości, nareszcie wolnych od elfow i smoków.”
Claudia nie słuchała słów ojca, koncentrując uwagę na Callumie i jego.. partnerce. Wiedziała, że Księżycowe elfy lubiły się w sztuczkach i iluzjach i nie miała wątpliwości, że Soren po raz pierwszy miał rację: ta mała lafirynda zrobiła coś by uwieść Caluma i bawiła się z jego sercem, może nawet by wykorzystać jego moc. Teraz jasnym było, dlaczego uratował on ją i pozwolił jej ojcu umrzeć. Elfka roześmiała się, gdy przyciągnął on ją do siebie i pocałował w czoło. Był teraz o pół głowy wyższy od niej. Claudia z gniewem obserwowała, jak jego uwodzicielka wyszeptała mu do ucha coś, co go rozśmieszyło. Czuła jak dłonie świerzbią ją, by zacisnąć je wokół szyi elfki.
“Bierzcie kogo chcecie, ale pamiętajcie jedno;” jadowite słowa towarzyszyły fantazjom na temat tego, co zrobiłaby jej gdyby tylko dostała ją w swoje ręce. “Księżycowa elfka należy do mnie.”.

Komentarze

Popularne posty