Obecnie Tłumaczone Fiki

  • Smoczy Książe: "Biały Mag"
  • Awatar Legenda Aanga: "Opowieść o Lodzie i Dymie"
  • Kod Lyoko: "Wsparcie"

Smoczy Książe: "Biały Mag", Rozdział VII

Przekład i publikacja za pozwoleniem autorki FableTheWolf7. 

Rozdział w oryginale: https://www.fanfiction.net/s/13484389/7/The-White-Mage

 Cienisty jastrząb wydał z siebie skrzek, wzlatując na Burzową Iglicę i rozpływając się w powietrzu na czas, by grot strzały wbił się do skały klifu. Zauważył ją Jinku, skrzydlaty Podniebny elf i jeden z nowych członków Smoczej Straży. Wyjął dołączoną do strzały wiadomość i wylądował przed wejściem do jaskini, aby ją przeczytać. Uniósł brwii, widząc że wiadomość pochodziła od Ziemiokrewnych elfów. Użył swoich skrzydeł by jak najszybciej dotrzeć do Smoczej Królowej, zwracając uwagę pozostałych Strażników. Siedmioro pozostałych elfów zebrało się w pomieszczeniu nie wiedząc, co się dzieje, poza Jinku na którego twarzy widać było przerażenie. To zwróciło uwagę Zubei. W międzyczasie Zym był zajęty świetlikiem, który w jakiś sposób dostał się do środka.


“Jinku?” zapytała. “O co chodzi?”

“Wiadomość od Ziemiokrewnych elfów, moja Pani.” Elf ledwo był w stanie mówić. “Dwoje ludzi i Gwiezdny elf zaatakowało ich wioskę, ukradło ich magię i zabiło niektórych z nich.”

“Ta sama trójka, która napadła na Srebrny Gaj?” Lykis zapytał przezornie. On i Malin słuchali uważnie.

“List mówi, że dwójką ludzi była młoda kobieta i mężczyzna w średnim wieku. Wokół nich unosił się smród ciemnej magii, najmocniej bił jednak od niego.” Zaraportował Jinku.

“To oni.” powiedział gniewnie Malin.

“Używali ciemnej magii!” dodał Podniebny elf.

“Więc są w drodze.” Królowa po chwili wyprostowała się i zaczęła wydawać rozkazy swoim Strażnikom. “Wyślijcie wiadomości do Lux Aurea, Aviany i Flactusu. Ostrzeżcie ich o wędrującej grupce czarnych magów, którzy położyli Srebrny Gaj i Concordię na kolana i powiedzcie, by uważali na obcych. Ibis, wyślij list do Calluma i Rayli, niech wiedzą co się dzieje.

Dwójka podniebnych elfów ukłoniła się nisko, po czym ruszyła pisać wiadomości. Amer wystąpił do przodu.

“Moja Królowo, skąd będziemy wiedzieć, gdzie się udają teraz?” zapytał.

“Obawiam się, że nie będziemy,” przyznała smoczyca. Spojrzała na swojego syna, który szczęśliwie bawił się ze świecącymi robakami siedząc w swoim gnieździe, bezpieczny i nieświadomy tego, co się teraz działo. “Możemy mieć tylko nadzieję, że wiadomości ostrzegą pozostałe elfy i zatrzymają czarnych magów.”

Ciemnoniebieski Księżycowy smok zaskoczył Calluma swoją prędkością. Księżycowe smoki nie były tak potężne, czy przykuwające oko jak ich Słoneczni krewni. Były mniejsze, często ubarwione by zlewać się z nocnym niebem oraz pokryte ciemnymi łuskami i grzywami, by wspomagać kamuflaż. Callum szczycił się tym, że połączył to z iluzjami; to źródło byłoby łatwe do zdobycia… przynajmniej miał taką nadzieję. Nigdy nie połączył się z pierwotnym źródłem, bez użycia czarnej magii. Callum i Rayla lecieli, nie mając najmniejszego pojęcia o tym, że już teraz byli śledzeni z ziemi. Podróż z Burzowej Iglicy do Księżycowego Splotu zajęła ledwo pół dnia. Callum musiał przyznać Rayli rację, to było zdecydowanie szybsze do jego magicznych skrzydeł. Lujanne była na miejscu, by ich przywitać.

“Callum, Rayla, witajcie z powrotem.” powitała ich gdy zsiadali ze smoka. Callum poświęcił chwilę by przegarnąć włosy ręką, starając się je ułożyć. Już dawno przyzwyczaił się do rozwichrzonych włosów i Rayla powiedziała mu nawet, że wyglądają uroczo, on jednak czuł że powinien przynajmniej starać się wyglądać prezencyjnie.

“Witaj, Lujanne,” Callum pozdrowił ją. “Możemy zaczynać, gdy będziesz gotowa.”

“Nie miałam wyboru, Smocza Królowa rozkazała mi pilnować, by nie przewróciło mu się w głowie” powiedziała ze skrzyżowanymi rękami. “Poza tym przegrałam z nim ostatniej nocy, przez te jego głupie dodatkowe palce.” Callum uśmiechnął się do niej z wyższością i pokazał jej swoje palce w figlarnym geście. Przewróciła oczami, ale nie mogła powstrzymać uśmiechu na twarzy.

Lujanne zaśmiała się psotnie i spojrzała na Raylę z podniesioną brwią. “Musialo być przyjemnie.” powiedziała, puszczając im oczko. Ręka Calluma opadła, a ich twarze pokryły się czerwienią.

“T-to była bitwa na łaskotki!” wyjąkała Rayla. Myślała o tym, by w swojej obronie powedzieć Lujanne, że nie stałoby się to, gdyby Callum nie znalazł czułego miejsca na jej szyi, ale biorąc pod uwagę o czym teraz prawdopodobnie myślała magiczka zrezygnowała z tego pomysłu. “On ma więcej palców ode mnie.”

“Och, wy dwoje jesteście i tak na to za młodzi. Jeśli chodzi o lekcje, zaczniemy dzisiaj w nocy. Księżycowa magia jest wtedy najsilniejsza. Do tego czasu, czujcie się jak u siebie.” Callum i Rayla, wciąż zarumienieni, poszli za nią do pokoi mieszkalnych.

Nieświadome nadciągających kłopotów, elfy z Lux Aurea spędzał spokojny dzień. Tak naprawdę było nawet nudno, dopóki wysoki rangą żołnierz wszedł do sali tronowej, klękając przed swoją królową.

“Proszę wybaczyć, wasza Jasność,” powiedział. “Generał Amaya i Komandor Gren z Katolis złożyli nam niespodziewaną wizytę.”

Janai, teraz nosząc na głowie koronę swojej siostry, spojrzała zaintrygowana; to z pewnością była niespodzianka. “Wpuśćcie ich.”

Żołnierz skinął głową i rozkazał dwójce strażników otworzyć drzwi, ujawniając stojących za nimi ludzi, oraz wielki, tajemniczy obiekt okryty białą płachtą. Jego kształt wskazywał, że było to ogromne lustro. Janai przewróciła oczami, gdy się jej ukłonili. Tego typu formalności były naprawdę niepotrzebne. Uśmiechnęła się, gdy wstali.

“Amaya, Gren, dobrze wyglądacie” powiedziała Królowa Janai, nie mogąc powstrzymać uśmiechu na widok Amayi.

Minęło kilka miesięcy od Bitwy pod Burzową Iglicą, podczas której Generał Amaya i jej komandor nalegali by zostać na jakiś czas w Lux Aurea, aby pomóc doprowadzić rzeczy do porządku po ataku. W ciągu tych miesięcy i ich wielu sugestywnych spojrzeń oraz rozmów (naturalnie za pośrednictwem Grena lub Kazi) udało im się wreszcie przekonać ją, że nie było się czego wstydzić bez względu na to, co powiedziała jej siostra, oraz że Amaya czuła do niej to samo. Poczuła ogromną ulgę, nie musząc już ukrywać swoich uczuć w stosunku do człowieka. Była Królową Słonecznych elfów, każdy kto nie akceptował jej życiowych wyborów musiał nauczyć się z nimi żyć, lub mógł po prostu odejść. Dopóki nie przesadzali z okazywaniem uczuć w miejscach publicznych. Etykieta wciąż była etykietą.

Generał Amaya odwzajemniła uśmiech ukochanej, jednak po chwili spoważniała i zaczęła migać. Kazi ostatnio spędzał wiele czasu w sali tronowej i gdy Amaya odwiedzała ich tak bez Grena, przyglądał się uważnie błyskawicznym ruchom jej dłoni i ramion, wciąż chętny zdobywania nowej wiedzy. Lubili jego obecność nie tylko z tego powodu; był także dobrym przyjacielem.

“Ty również, ale obawiam się, że to nie jest towarzyska wizyta.” Gren przetłumaczył. “Po śmierci Smoczego Króla, z komnaty królewskiej zniknęło lustro. Znaleźliśmy je w naszych pałacu zaledwie wczoraj. Znając Virena, prawdopodobnie zabrał je żeby zdobyć jakąs moc. Mieliśmy nadzieję, że pożyczycie nam kilka ogniokotów, aby jak najszybciej dostarczyć lustro do Smoczej Królowej.”

Na dźwięki imienia Virena, Janai musiała natychmiast kontrolować swój gniew. Jeśli cokolwiek co było pod tą narzutą miało cokolwiek wspólnego z tym ohydnym, zepsutym fałszywy królem ludzi, nie chciała tego na swoim dworze. Wstała ze swojego tronu i dała temu wyraźny znak, wywołując nerwowe spojrzenia strażników i Grena. Amaya jednak zachowała spokój. Spojrzała na królową tymi swoimi przebiegłymi, ale miłymi oczami, z wyrazem twarzy który łatwo było odczytać po tak długim czasie: Rozumiem. Janai się uspokoiła.”

“Czy to jest to lustro?” zapytała Janai, wskazując na płachtę. Amaya skinęła głową, po czym odwróciła się do Grena by skinąć jeszcze raz, tym razem mocniej. Gren zdjął materiał, ujawniając lustro z biblioteką w środku. Oczy Janai rozszerzyły się ze strachu, a szepty nad dworze urosły w ogłuszającą wrzawę. Nawet strażnicy byli poruszeni. Po chwili królowa miała dość hałasu i rozkazała donośnym krzykiem “DOŚĆ!”.

Wszyscy ucichli i znieruchomieli, oprócz dwójki ludzi. Gren przyciskał dłońmi swoje bolące uszy, a nieświadoma hałasu Amaya, rozglądała się dookoła zdezorientowana i zaniepokojona tym co się działo. “Wezwę smoka. Są o wiele szybsze od jakichkolwiek innych stworzeń,” powiedziała Janai. “To lustro nie może zostać pozostawione w miejscu, w którym Smocza Królowa nie będzie mogła go pilnować.” Pytające spojrzenia ludzi wystarczyły by wiedziała, że musi powiedzieć więcej. “To jest Lustro Aaravosa. Wszystkie elfy o nim wiedzą i wszystkie się go boją. Opowiem wam po drodze, chodźcie.

Janai ruszyła szybkim krokiem przez salę tronową do drzwi, z Amayą i Grenem starającym się dotrzymać jej kroku. Strażnicy zawahali się przez chwilę, zanim zaczęli pchać dalej lustro, podążając za trójką, zbyt zastraszeni gniewem królowej by zignorować jej rozkaz. Jakby bez namysłu, krzyknęła; “Kazi, dopóki nie wrócę, ty tu rządzisz.”

“J-ja co?” Mały, uczony i na ten moment bardzo oszołomiony elf wyjąkał, gdy drzwi za nimi zamknęły się.

Była noc. W tej chwili została ich tylko połowa. Strażnicy Burzowej Iglicy pozbyli się reszty, a pozostała piątka uciekła w kierunku Splotu Księżycowego; takie informacje otrzymali kilka dni wcześniej, mogąc przygotować się do wędrówki. Księżycowe elfy zdążyły się wspiąć może na dziesięć metrów w górę, gdy zostali zaskoczeni przez powietrzne zaklęcie, które uwięziło ich w wielkiej bryle lodu. Byli wstrząśnięci widząc ponownie czarnych magów i Gwiezdnego elfa ale oczywiście nie dali po sobie tego poznać. Kobieta powiedziała tylko, że życie Księżycowej elfki należało do niej i że nikt nie ma prawa tknąć człowieka. Ona i jej towarzysze odeszli nie mówiąc nic więcej, zostawiając próbujących się wydostać z okowów lodu elfów.

Callum, Rayla i Lujanne nie byli świadomi tych wydarzeń. Pierwszą rzeczą teraz było połączenie z księżycowym pierwotnym źródłem, coś co było nowością dla obojga magów. Lujanne nigdy dotąd nie musiała nauczać czegoś takiego. Rayla domyśłiła się, że była to prywatna lekcja, więc zostawiła ich samym sobie. Położyła się na trawie, rozciągając się komfortowo i obserwując księżyc i gwiazdy, a także księżycowe ćmy latające w spokoju nocy.

To było o wiele bardziej relaksujące od jej ostatniej wizyty, podczas której musiała chronić jajo, a potem małego smoka. Wszystko co musiała robić tym razem, to pilnować aby głowa Calluma przesadnie nie spuchła co, z tego co zrozumiała, nie było w chwili obecnej dużym ryzykiem. Teraz stwierdziła, że Splot Księżycowy był pięknym miejscem, pełnym niewidzialnej energii której nie dało się zaznać za dnia. Callum nie wydawał się jej czuć, ale ona tak i orzeźwiło ją to.

Dźwięk kroków wyrwał ją z jej rozmarzenia i natychmiast przewróciła się na brzuch podpierając się łokciami przysłuchując się i rozglądając się uważnie. Nic. Kroki ustały, gdy tylko zmieniła pozycję, jak gdyby ktokolwiek kto je wydawał wiedział, że został zauważony. Nic jednak nie widziała. Część jej doszła do wniosku, że była po prostu nerwowa. Pogarda ze strony jej ludzi, ten typ Amer, jej koszmary. Ostatnio była pod wielkim stresem. Inna jej część mówiła, że to Splot Księżycowy, gdzie księżycowa - iluzoryczna - magia była najsilniejsza. Każdy mógł nałożyć na siebie iluzję i stać się niewidzialnym. Jej myśli powędrowały w stronę asasynów o których wiedziała, że ją ścigają. Wstała, rozglądając się w obronnej pozie. Nierozważnie zostawiła swoje miecze w swoim pokoju, spodziewając się spokojnej nocy.

“Pokaż się” wydała rozkaz powietrzu i czekała. Minęła minuta, a po niej jeszcze jedna i kilka kolejnych. W końcu, rozluźniła się i wróciła na swoje miejsce w trawie, wydając głębokie westchnięcie. Naprawdę musiała się uspokoić. Zamknęła oczy i w pełni się zrelaksowała. Nie była zaskoczona tym, że zaczęła odpływać, witając nadchodzące objęcia snu.

Ledwo uświadomiła sobie delikatne słowa, odrzucając je w swoim zmęczeniu jako majaki, które najwyraźniej słyszała tej nocy. Rayla została gwałtownie wyrwana z jej prawie-snu przez nagły, silny ucisk dookoła jej szyi. Natychmiast otworzyła oczy, widząc kogoś kogo już kiedyś spotkała kilka razy, ale teraz ledwo rozpoznała. Jej skóra była o wiele bledsza i mniej zdrowo wyglądająca, pod oczami miała ciemne plamy jak gdyby nie spała i co najbardziej rzucało się w oczy, połowa jej włosów była całkowicie biała. Jej oczy były ciemniejsze i wypełnione płonącą nienawiścią. KIęczała przy elfce usiłując ją udusić.

Rayla próbowała się ruszyć, ale była sparaliżowana. Nie krzyczałaby, nawet gdyby mogła z tym uciskiem na gardle - była zbyt dumna, nawet teraz gdy była kompletnie bezradna, przynajmniej fizycznie. Wiedziała, że zaklęcia paraliżujące były tymczasowe i trwały maksymalnie dwie minuty, a nawet krócej w przypadku czarnej magii. Musiała po prostu pozostać przytomna aż efekt czaru minie.

Po chwili, płuca Rayli zaczęły błagać o powietrze, a paznokcie Claudii wbijać się w jej szyję zostawiając ślady, aż coś szarpnęło ją do tyłu. Rayli kręciło się w głowie i łaknęła powietrza. Ręce i nogi elfki zaczęły powoli reagować na polecenia, gdy zaklęcie straciło swój wpływ, gdy zimny gładki obiekt dotknął jej podbródka i skierował jej twarz w stronę jej nowego napastnika. Krew zamarzła w jej żyłach.

“Viren” jej głos był cichy i niepewny. Każda komórka jej ciała krzyczała, by uciekać, ale była zamarznięta w miejscu, nie tylko ze względu na zaklęcia. Viren spoglądał na nią z gniewem. Zabrał swoje berło spod jej podbródka, po czym uniósł po to, by z całej siły uderzyć ją nim w brzuch. Fala bólu rozeszła się po całym jej ciele, wywołując pełen agonii krzyk mimo jej woli.

“Ty.” warknął mężczyzna, stojąc nad nią i przyciskając koniec berła do jej szyi. “Zabrałaś mi moje przeznaczenie. Moje królestwo.”

“Aspiro Frigis!”

Tak po prostu, Viren i Claudia zniknęli z jej pola widzenia. Rayla ostatecznie podniosła się, pomagając sobie rękami i trzęsąc się. Zaklęcie minęło ją, choć na tyle blisko, że poczuła chłód w powietrzu. Zostali przygwożdżeni lodem to ozdobnej
ściany, która oznaczała granicę zrujnowanego kwietnika. Czując rosnącego siniaka na brzuchu biegła w kierunku Calluma i Lujanne, z gniewem czarnych magów przez cały czas na plecach.

Gniew Calluma, i tak rzadka w jego życiu emocja, wymieszała się z niedowierzaniem na widok Virena. “Jakim cudem przeżyłeś ten upadek?”

“Nie powinno cię to obchodzić, książe”. Powiedział Viren. Słowo książe było drwiną. Callum słysząc to dostał gęsiej skórki. Widząc złość na twarzy Calluma, Rayla splotła ich palce, a chłopak ścisnął mocniej ich dłonie, trochę się uspakajając. Widok ten na nowo wypełnił Claudię gniewem.

“Callum, czy twoje drogie połączenie z niebem pozbawiło cię rozumu?” Claudia zażądała odpowiedzi. Callum, podobnie jak Rayla był chwilowo zszokowany zmianą w wyglądzie Claudii. Tak jakby była jakąś rozwodnioną wersją dziewczyny, którą kiedyś nazywał przyjaciółką. Co ona ze sobą zrobiła? “Ona jest elfem,” powiedziała jak gdyby Callum był jakimś spowolnionym dzieckiem, któremu trzeba ciągle coś przypominać.

“Nie wiem czemu miałoby to ciebie obchodzić” odparł chłodno Callum. Lujanne położyła dłoń na jego ramieniu, zwracająć uwagę chłopaka. Wyglądała na przerażoną. Callum spojrzał w kierunku w którym patrzyła, zauważając opierającego się o drzewo elfa, który przyglądał się sytuacji jak gdyby dla rozrywki. Po tym jak bardzo przypominał Kaiyę było jasne, że był Gwiezdnym elfem; młodszy i lepiej wyglądający od niej. Jego oczy skupione były na Callumie, a wszyscy patrzyli teraz na niego.

“Nareszcie się spotykamy.” Jego głos był jedwabiścied gładki i całkowicie złowieszczy. Wywołał on u Calluma poczucie przerażenia, którego nie doznał od nocy w której Król Harrow został zabity. Ale teraz nie był już bezbronnym chłopcem, był podniebnym magiem, więc lęk był łatwiejszy do opanowania. “Callumie, książe Katolis”.

“Skąd mnie znasz?” zapytał.

“Twoja sława cię wyprzedza”, powiedział elf nie odrywając spojrzenia od Calluma.
Jeśli miałby być szczery, było coś w tych jego zielonych oczach, zabarwionych furią i nieprzewidywalnością burzy. Bunt, nieufność, iluzja praworządnej rebelii, która tak często zarażała umysły młodych. Przypomniały mu one, o jego synu. “Pierwszy ludzki mag połączony z pierwotnym źródłem. To doprawdy fascynujące. Żałuję tylko, że musimy przerwać to małe spotkanie. Czas nas goni. Wiedz tylko, magu, że mam na ciebie oko i będę śledził twoją wędrówkę. Wiem, że chcesz zostać arcymagiem. Najlepsi zawsze tego chcą.”

“Jeśli mam mieć jakiegoś rywala, obserwującego każdy mój ruch, myślę, że powinienem przynajmniej znać jego imię.” Callum powiedział, w jakiś sposób zachowując swoją postawę bez względu na oczywiste zagrożenie. “Znasz mnie, w jakiś sposób, ale kim ty jesteś?”

“Ojej, jak nietaktownie z mojej strony. Być może ty również o mnie słyszałeś.” Elf uśmiechnął się. “Aaravos.”

Oczy Calluma, Rayli i Lujanne rozszerzyły się, co okazało się pomyłką. Elf podniósł dłoń do góry i krzyknął: “Minimo!”. Potężny rozbłysk światła oślepił całą trójkę. Callum jako pierwszy odzyskał wzrok, do tego czasu jednak lód zdążył się rozpuścić i on wraz z dwoma Księżycowymi elfami znów byli sami; bez Virena, bez Claudii… bez Aaravosa… Nadchodząca noc była niespokojna i bezsenna. Nikt już nie myślał o pierwotnym źródle księżyca.

Komentarze

Popularne posty