Obecnie Tłumaczone Fiki

  • Smoczy Książe: "Biały Mag"
  • Awatar Legenda Aanga: "Opowieść o Lodzie i Dymie"
  • Kod Lyoko: "Wsparcie"

Smoczy Książe: "Biały Mag", Rozdział IX


 


Tłumaczenie i publikacja fika za pozwoleniem autorki, FableTheWolf7.


Rayla czuła ciepło. Wspaniałe, wspaniałe ciepło. Takie, które otula cię i koi, jak ciepły napój i kocyk w czasie chłodnej zimowej nocy. Gdy chciała poruszyć szyją, delikatny, ledwo wyczuwalny ból wyrwał ją z rozkoszy snu. Znajdowała się gdzieś na granicy przytomności i część jej nie chciała się jeszcze obudzić. To był taki wspaniały sen, w którym nie było podziałów między ludźmi i Xadią, żadnej czarnej magii, a ludzie i elfy żyły razem. Viren i Claudia byli dla niej przyjaźni, wszystkie stracone żucia były tam, i była częścią małej grupy Calluma, Sorena i Claudii od samego początku; kolejna stara przyjaciółka. Która, jak się złożyło, była elfka. Nic w tym dziwnego ani nieodpowiedniego. Pamiętała ostatnią część, w której Claudia odkryła jej uczucia względem Calluma, i zaczęła dokuczać jej gdy on się pojawił, przyspieszając bicie jej serca.

Zapach tego miejsca czynił powrót do snu niemożliwym. Nie był to zapach szczególnie zły, ale był potężny i pochodził od ziół. Jej wciąż ciężkie powieki otworzyły się niechętnie. Sądząc po woni, była w izbie chorych. Leżała w łóżku. Półki i szafki wypełnione słoikami z proszkami, okładami i suszonymi roślinami zabierały miejsce przy ścianach, i to od nich pochodziła większość zapachów.

“Więc, Rayla” podskoczyła, nagle słysząc głos. “Więc zdecydowałaś się powrócić do świata żywych, co?”

Była to Braise, uśmiechając się do niej, widocznie dumna ze swojego żartu. Rezygnując z powrotu do snu, Rayla usiadła i przeciągnęła się. “Jak długo spałam?”

“Od dzisiejszego rana.” Słoneczna elfka powiedziała jej. “Królowa Janai i Amaya wyruszyły już do domu, a wiadomości odnośnie Aaravosa zostały rozesłane. Callum wpadł jakąś chwilę temu, szukając czegoś na sen. Powiedział, że spał kiedy połączył się z podniebnym źródłem, więc chce spróbować, czy to zadziała też tym razem.

Rayla wstała i wymijająco podziękowała Braise, zanim wyszła z izby chorych, poruszając się zadziwiająco szybko, jak na kogoś kto jeszcze chwilę temu pogrążony był we śnie. Skierowała się do wierzchołka, zakładając że właśnie tam Callum teraz był. Znając go, prawdopodobnie pomyślał, że dobrze byłoby być jak najbliżej księżyca, bez względu na to czy był dzień, czy noc. Głuptas. Jedynym problemem było, że ostatnim razem naprawdę się rozchorował. Chciała być z nim, na wszelki wypadek.

Ulżyło jej, gdy zobaczyła że wszystko jest z nim w porządku. Pomijając to, że spał sobie w najlepsze w najwyższym punkcie świata, jakby to było jego własne łóżko. Był już zmierzch. Uśmiechnęła się kręcąc głową, po czym podeszła i położyła się obok niego, obejmując go ramieniem i kładąc jedna dłoń na jego klatce piersiowej, by poczuć bicie jego serca. Normalne i pewne.

Callum przedzierał się przez leśną ścieżkę, z twarzą zwróconą na półksiężyc na niebie. Jego oczy skupione były teraz na bezgwiezdny kawałek firmamentu, w chwili obecnej ukryty za ciemną stroną księżyca. Nie było jak w dziecięcych książeczkach z obrazkami, w których litery zjeżdżały po krawędzi księżyca, jak ze zjeżdżalni. To była jednolita kula. Wszystko sprowadzało się do sekretów i pozorów. Z początku ciężko było to dostrzec, ale dało się gdy ktoś spróbował wystarczająco mocno.

Na co jednak Callum nie zwracał uwagi, było to co ma pod nogami. Nie miałby nawet czasu zastanawiać się, skąd nagle przed nim znalazło się jezioro, gdyż w tej chwili już wpadał do niego. Nie znalazł się jednak pod wodą, ale gdzieś indziej. Spoglądał teraz na wspomnienia. Widział siebie jako dziecko, może dziewięcio lub dziesięcioletnie, naiwnie wierzące we wszystko co mówił Soren o Księżycowych elfach. O tym, że piją one ludzką krew i że od ugryzienia jednego można popaść w szaleństwo. Kolejna wizja pochodziła z wcześniejszego dnia ich podróży z jajkiem, po wydarzeniach w zimowej chatce. Serce Calluma pękło, widząc ból w oczach Rayli, gdy uświadomiła sobie co ludzie myśleli o niej i jej gatunku. Naprawdę mieli ją za potwora.

“Callum.” Zabrzmiał znajomy głos. Callum odwrócił wzrok od sceny, by zobaczyć Claudię, taką jaką ją pamiętał. Czarne włosy, zdrowa cera i wesołe oczy. Cóż, przynajmniej byłyby takie, gdyby wyglądaly na tak zdradzone. Callum nie był pewien czy powinien być ostrożny czy nie. “Callum”, powtórzyła, “dlaczego wybrałeś ich? Należysz do nas, do Katolis. Wszystko ma swoje miejsce, a twoje jest jest w domu.”

“Oni tego potrzebowali,” odpowiedział z pewnością w głosie. “Ja tego potrzebowałem. Jeśli ja i Ez wrócilibyśmy z wami, Zym nie dotarłby do swojej matki, a Rayla nie miałaby gdzie pójść”.

“Och, więc o nią tu chodzi?” Claudia skrzywiła się, a jej oczy pociemniały ze złości. Wyglądała teraz nieco strasznie. “Tą elfkę”. Claudia z niesmakiem zaakcentowała słowo “elfka”. “Wiesz, że elfy i ludzie nie idą razem w parze. Ona nie jest taka jak my. Żadne z nich nie jest.”

“Tak, cóż” skontrował, “ta elfka wie więcej o byciu człowiekiem niż ty. Ona docenia życie. Jest empatyczna, jest inteligentna, ona… ona miała zabić Ezrana, ale nie mogła. Jest zbyt dobra, aby odebrać życie, w przeciwieństwie do ciebie. Soren powiedział mi, co chciałaś mu zrobić, Claudia.”

Podczas gdy Callum mówił, jej spojrzenie stało się groźniejsze, jej twarz zbladła, a włosy jeszcze bardziej zbielały. Nie zaskoczyło go to, że trzymała teraz w ręku róg. Elfi róg, który z grubszej strony ociekał świeżą jeszcze krwią. Stała niewzruszona tym, że krew ściekała jej po dłoni. Ścisnęła ją jeszcze bardziej. Callumowi przewróciło się w żołądku i nie zwymiotował tylko dlatego, że nie wiedział do kogo należał ten róg.

“Byłam gotowa by zrobić to, co musiałam,” odpowiedziała mu bez emocji.

“I co to niby miało być?” Callum zażądał odpowiedzi, “zabicie mojego małego brata? Kogoś, kogo nazywałaś przyjacielem? Swoim królem?”

“Był zagrożeniem dla rządów mojego ojca,” jej głos był zimny. “On tego chciał, nie ja. Ezran to jeszcze dziecko, nie jest gotowy żeby rządzić. Pod moim ojcem, przynajmniej coś się działo.”

“Myślę, że wiem o co tu chodzi,” Callum powiedział chłodno. “Księżycowe źródło działa przez iluzje i pozory. Dorastając, myślałem że jesteś słodka, piękna, zabawna, idealna. Księżycowe elfy były potworami, które zabiłyby cię bez mrugnięcia okiem. Sadystyczne i złe, zabijały dla sportu. Ale prawda była odwrotna, czyż nie?”. Był moment ciszy, zanim Callum zaczął mówić ponownie, ze zmęczeniem w głosie, nie chcąc na nią dłużej patrzeć. “Nie mamy już o czym rozmawiać. Odejdź.”

Jak odbicie lustrzane na długo przed nią, ta Claudia została przemieniona w kamień. Rzuciła się do przodu tak jakby chciała go zaatakować, ale on się nie ruszył. Gdy przemiana się zakończyła, stała w znajomej pozie, z wyciągniętymi rękami i otwartymi ustami. Jedyną różnicą było to, że Callum widział jak jej twarz wykrzywiona była w gniewie. Kamień rozpadł się na kawałki i obrócił w proch. Callum nie mógł nawet zmusić się do bycia złym, po prostu czuł pusty żal, że rzeczy przybrały taki obrót. Księżyc ponownie był nad nim, w pełni i jasno świecący. Światło sprawiło, że jego skóra nabrała koloru śniegu.

Uczucie pocałunku na jego policzku oderwało jego uwagę od księżyca. Znajdował się teraz na łące nieopodal Srebrnego Gaju, tam gdzie on i Rayla bawili się z adoraburrami. Rozejrzał się, ale nie zobaczył nikogo, kto mógł go pocałować. Gdy poczuł to samo na drugim policzku, zaczął rozglądać się dookoła, aż chichot zdradził kto stał za tymi pocałunkami. Spojrzał na księżyc i uśmiechnął się czule. Oczywiście, Księżycowe elfy i ta ich prawie całkowita niewidzialność.

“Dostanę cię, moja mała asasynko,” oznajmił rozbawiony, skanując wzrokiem miejsce, co stało się jego drugą naturą podczas treningów z Ibisem.

“Złap mnie jeśli potrafisz!” dobiegł głos Rayli, z bliższa niż się spodziewał. Dziobnęla go w czoło, przed tym jak odskoczyła. Musiała odskoczyć, ponieważ jedynie pojedyncze źdźbła trawy zostały poruszone. Czując przypływ sił, szukał jej czujnym okiem. Co jakiś czas słyszał szelest trawy, zwracający jego uwagę w konkretne kierunki z których dochodził. Przerywały mu jedynie okazjonalne pocałunki, po których słyszał oddalający się śmiech. Nareszcie, gdy Callum skupił swój wzrok, był w stanie dostrzec załamanie w powietrzu, wyglądające niemal jak obrys niczego. Śledził uważnie tę osobliwość, po czym wyskoczył do przodu gdy znalazła się wystarczająco blisko, ostatecznie łapiąc psotną elfkę w swoje ramiona. Upadli na ziemię śmiejąc się, zaś jego gorliwość została wynagrodzona długim, głębokim pocałunkiem.

To przebudzenie było spokojniejsze niż po połączeniu się z niebiańskim źródłem. Po niemal całkowitej ciemności snu, słońce było oślepiające, więc osłaniał oczy ramieniem podnosząc się z ziemi. Ruch obudził także Raylę, której obecnością był nieco zaskoczony. Wstała razem z nim. Był zadowolony widząc, że słońce już zachodziło, mógł pokazać wszystkim natychmiast.

“Hej,” powiedział cichym głosem.

“Hej,” odpowiedziała, również po cichu.

“Czujesz się lepiej?” oczy Calluma skierowały się na jej szyję. Siniaki niemal zniknęły, a zadrapania zaczynały się goić.

“Tak. Braise mnie opatrzyła,” Rayla powiedziała. “Więc, księżycowe źródło…” Callum uśmiechnął się.

“Mam je,” z uśmiechem objął ją i zetknęli się czołami. “Naprawdę zawdzięczam to Tobie i Claudii,” Rayla spojrzała na niego ze zdziwieniem. “Wyjaśnię później. Zastanawiałem się, jak pokazać wam wszystkim moje połączenie z księżycowym źródłem, ale chyba już wiem, co chcę zrobić.

“I?” Rayla zapytała, a Callum z uśmiechem pomógł jej wstać.

“Chodź, to jest coś, co wszyscy musicie zobaczyć.”

W ciągu godziny, Callum, Rayla, Królowa Zubeia, Zyn, Lujanne i Smocza Straż z wyłączeniem Amera - który gdzieś zniknął w tym czasie - stali przy wejściu do komnat sypialnych, gdy Callum narysował w powietrzu runę i po raz drugi rzucił zaklęcie. “Historia Vinentem.”

Callum uśmiechnął się, widząc że zaklęcie zadziałało, tym razem bez księżycowego opalu. A więc naprawdę był w stanie połączyć się z innymi pierwotnymi źródłami. Jego uśmiech zniknął, gdy iluzja się dopełniła, przywołując obraz jaja i elfów stojących dookoła niego. Trzymał rękę Rayli, teraz prawdopodobnie tego potrzebowała. Poczuł jej napięcie gdy obserwowali scenę - on po raz drugi. Wszyscy obserwowali, jak Lain i Tiadrin walczyli dzielnie z Virenem w obronie jaja i przekonali go aby je zabrać zamiast niszczyć. Serce Rayli zabiło mocniej, gdy Viren podniósł tą przeklętą sakiewkę z monetami, mówiąc o odpłaceniu się im. Wizja skończyła się, gdy dochodził już do lodu.

Cisza. Oczy Rayli były pełne łez, widząc ich ponownie i słysząc ich głosy po tak długim czasie. W międzyczasie Lykis i Malin wymienili zdumione spojrzenia. Oni… naprawdę nie uciekli.

“Dziękuję,” słowa Rayli przerwały ciszę, podczas gdy opierała się ona o Calluma. Uwolnił jej dłoń aby móc ją przytulić, całą zapłakaną.

Kolejne kilka minut zlało się w jedno. Byli spowrotem w głównym pomieszczeniu, ale ona musiała uwolnić się od tłumu. Po kolejnych kilku minutach przyszła Lujanne, niosąc wielką książkę.

“Callum,” powiedziała, a on się podniósł. “To jest księga księżycowych run i zaklęć. Pomyślałam, że ułatwi ci to zadanie, jeśli dalej zamierzasz podróżować. Naprawdę nie mogę opuścić Splotu, a na pewno nie na tak długo,”

“Dzięki Lujanne,” Callum wziął ją i z trudem zahamował pokusę, aby zacząć ją przeglądać od razu.

“Księżycowa magia jest najłatwiejsza do nauczenia” powiedziała mu, po czym na jej twarzy pojawił się ślad przygnębienia. “Nic już nie było takie samo, gdy straciliśmy Berło Cieni.”

“Słyszałem o tym.” Callum powiedział, a Rayla podniosła się na nogi. “Ibis powiedział mi o sześciu Pierwotnych Berłach. Przed nastaniem czarnej magii, jednorożce stworzyły Pierwotne Berła, aby ludzie również mogli posługiwać się magią i każdy z kamieni został zabrany przez elfy aby utworzyć z nich rzeźby które wzmocniłyby ich magię.

Lujanne skinęła. “I dziś, pozostała jedynie ich połowa. Berło Nocy, należące do Gwiezdnych elfów, podobno zostało przekształcone w narzędzie czarnej magii, które ludzie wzięli ze sobą gdy powędrowali na zachód. Berło Jasności zniknęło na krótko przed Bitwą pod Burzową Iglicą, a nasze własne Berło Cieni przepadło wieki temu. Niektórzy uważają, że zostało skradzione, inni że zostało ukryte aby nie znalazło się w złych rękach. I zanim zapytacie, magowie przeszukali cały Splot Księżycowy, rzucając zaklęcia ujawniające od szczytu do parteru.”

“Co jeśli zostało zniszczone?” zapytał Callum. “Albo skażone, jak Berło Jasności?”

“Jeśliby tak było, nasza magia zostałaby osłabiona,” powiedziała mu Lujanne. “Ale jeśli całe pokolenia elfów nie mogły go znaleźć, przynajmniej jest dobrze ukryte. Wracając do lżejszego tematu, Callum, biorąc pod uwagę jak inteligentny i pracowity jesteś, podejrzewam że opanujesz magię księżyca w ciągu kilku miesięcy.” Callum rozpromieniał, czując dumę przez to co usłyszał. “Naprawdę powinnam już być w drodze do Splotu. Zbiorę tylko Lykisa i Malina, aby wstąpić do Sre…”

Z nikąd pojawił się smok, pędząc przez główną komnatę i w dół do kwater. Callum i elfy musieli uskoczyć na bok, aby nie zostać potrąconymi. Wszyscy byli wstrząśnięci i nie wiedzieli co się dzieje.

W komnacie, Królową Zubeię zaskoczył widok młodego wodnego smoka. Mała, oślizła rzecz: wodne smoki były najmniejszymi i najszczuplejszymi spośród smoków. Posiadały długie, węgorzowate ciała, które pozwalały im prześlizgiwać się przez wąskie miejsca jak przez wodę. Wiele z nich miało grzywy przypominające morskie rośliny. Jego oczy były szerokie z przerażenia.

Młody smok schylił głowę i zawył przepraszająco, zbliżając się do królowej i składając małe pocałunki w jej szczękę - sposób okazywania posłuszeństwa. Królowa Zubeia zawarczała na niego, oczekując odpowiedzi. Co było jest tak ważne, że musiał wpaść do jej komnaty bez uprzedzenia? I jeśli działo się coś tak niecierpiącego zwłoki, to nie był czas na starożytne rytuały hierarchi.

Dorosłe smoki często robiły tak z swoimi niepotrafiącymi mówić młodymi. Rozmawiały za pomocą ich własnych chrząknięć i odgłosów, zwykła mowa była natomiast zarezerwowana dla rozmów z elfami i ludźmi. Wodny smok był widocznie przerażony, i szybko przeszedł do rzeczy. Oczy Zubei rozszerzyły się ze strachu. Natychmiast zwróciła się do swojej Straży.

“Zostańcie tutaj. Macie chronić Azymondiasa własnymi życiami” rozkazała im, po czym wyszła z legowiska, z podążającym blisko za nią wodnym smokiem. Zym był roztrzęsiony; zrozumiał odgłosy wydawane przez jego matkę i obcego i to co usłyszał przeraziło go. Podbiegł do Ibisa, najbardziej znajomej twarzy z tłumu. Jęczał i mocno się trząsł. Podniebny elf próbował go uspokoić.

Widok Królowej i podążającego za nią młodego smoka zaskoczył Calluma, Raylę i Lujanne. “Wasza trójka,” jej głos był władczy. “Wsiądźcie na młodego, ja poinformuję innych”. Udała się w kierunku drzwi, natomiast wodny smok zniżył się, aby pozwolić człowiekowi i elfom wsiąść na niego. Gdy tylko Lujanne - ostatni pasażer - usiadła, królowa wydała z siebie ogłuszający ryk, wezwanie dla wszystkich smoków, które to usłyszały.

“Co się dzieje?” zapytał Callum, teraz mocno zaniepokojony. Chciał się przygotować na każdą odpowiedź, ale nic nie mogło go przygotować na to, co usłyszał.

“Musimy dostać się do granicy,” powiedziała Królowa. “To Sol Regem. Chce spalić całe Katolis i wszystkich jego mieszkańców.”

Komentarze

Popularne posty