Obecnie Tłumaczone Fiki

  • Smoczy Książe: "Biały Mag"
  • Awatar Legenda Aanga: "Opowieść o Lodzie i Dymie"
  • Kod Lyoko: "Wsparcie"

Smoczy Książe: "Biały Mag", Rozdział II

 


Tłumaczenie fika za pozwoleniem autorki, FableTheWolf7. 

Callum musiał przyznać, że Splot Księżycowy nie wyglądał równie wspaniale w dzień, co w nocy. Miejsce to wciąż było pełne zachwycających widoków za każdym rogiem i pięknej scenerii gdzie tylko oko zawiesić, ale logicznym dla niego było, że prawdziwy majestat tego miejsca zależał od światła księżycowego. Ostatniej nocy, zaraz po pełni księżyca, widok jeziora zapierał dech w piersiach. Żałował nieco, że nie było z nim Rayli i nie mogli spędzić tej nocy razem. Postanowiła zostać na Burzowej Iglicy by dotrzymać towarzystwa królowej, jednak na czas tej wyprawy dołączył do niego Zym.
Podróżował do Katolis, zobaczyć się z Ezranem. Wieści które miał dla niego - o swoim awansie na pełnoprawnego podniebnego maga - były zbyt ważne by przekazywać je listem. Splot Księżycowy był jedynie postojem na drodze i okazją by oddać Phoe-Phoe Lujanne. Zym i Phoe-Phoe bawili się razem, pod czujną opieką księżycowego maga. Callum podszedł by stanąć obok niej.
“Wygląda na to, że będziesz musiał częściej zabierać tutaj ze sobą Zyma. Phoe-Phoe jest zawsze całkiem niesforna podczas tej fazy.” powiedziała Lujanne, po czym spojrzała na niego i uśmiechnęła się “Gdybym sama nie zobaczyła tych czarodziejskich skrzydeł, nie uwierzyłabym. Chciałam przeprosić, za to co wtedy powiedziałam, Callumie. Nawet jeśli wyglądało to wtedy niemądrze, nie miałam prawa zbyć cię w ten sposób.”
“Nic się nie stało.” powiedział Callum, jednak jego uśmiech znikł gdy zobaczył troskę na jej twarzy.
“Czy dobrze zakładam, że chcesz opanować wszystkie sześć pierwotnych źródeł?” zapytała Lujanne, z rzadką dla niej powagą. Callum spojrzał na nią, zaskoczony na tyle by nie zauważyć dyskomfortu, w który wprawiło ją jej własne pytanie.
“Opanować wszystkie sześć…” wyszeptał Callum. Słyszał o tym wcześniej, wiedział że jest to możliwe i - szczerze - podobał mu się ten pomysł. Przeszukał swój plecak i wyciągnął sześcian. Mógł sobie wyobrazić, jak pięknie wyglądałby z wszystkimi rozświetlonymi naraz runami. Runa księżyca świeciła jasno, mimo iż był środek dnia. Oczy Lujanne szeroko się otworzyły. .
“Klucz Aaravosa…” powiedziała z czymś na pograniczu zdumienia i przerażenia. “Jak… gdzie go znalazłeś?”
“Był w mojej rodzinie od pokoleń” Callum powiedział jej. “Nie wiem skąd się wziął, ani jak weszliśmy w jego posiadanie”
Lujanne spojrzała na niego poważnie. Wyglądało na to, że zapomniała o tym co chciała Callumowi powiedzieć gdy tylko zobaczyła klucz. Czy mogło to być jakieś ostrzeżenie?
“Callumie, musisz trzymać ten klucz przy sobie przez cały czas. Jeśli wpadłby on w niepowołane ręce, oznaczałoby to kłopoty zarówno dla Xadii, jak i ludzi. Czy ktoś jeszcze o tym wie?”
To zaintrygowało Calluma, gdyż starał się on zdobyć informacje o tym Aaravosie od kiedy tylko otworzył list. Callum odwiedził wraz z Ibisem jego dom w Avianie, udał się także do Lux Aurea by złożyć wizytę swojej ciotce, która zdecydowała się zostać tam na kilka miesięcy i pomóc nowej królowej - przy obu okazjach pytał mieszkańców o Aaravosa. Każda zapytana jednak osoba albo spojrzała na niego z przerażeniem na twarzy, albo przyspieszyła kroku i zbyła go bez słowa. Jedna matka zakryła nawet uszy swojego dziecka gdy tylko Callum wspomniał to imię. Litery w książkach mówiących o Aaravosie które znalazł zlewały się w czarne plamy atramentu, więc jedyne co mu zostało to obrazki. Rayla nie wiedziała zbyt dużo o właścicielu tego imienia, jedynie że był on ciemną plamą w historii elfów, i został głównie zredukowany do ciemnej postaci z opowieści dla niegrzecznych elfich dzieci, istoty która miała zabrać złe małe elfy z łóżek i wykorzystać je do czarnej magii. Jeśli nie słuchałeś się starszych, nie zjadałeś wszystkiego ze swojego talerza, lub zaniedbywałeś naukę, Aaravos miał przyjść i cię zabrać.
Tak więc, oprócz złowrogiej otoczki, Callum zdobył tylko jeden nowy szczegół na jego temat - był on potężnym elfim arcymagiem do którego należał sześcian Calluma, lecz inne elfy uważały go za złowrogą postać i były albo zbyt zawstydzone, albo przestraszone by o nim rozmawiać. Doszedł do wniosku, że nie dowie się od Lujanne niczego, czego nie wiedziałby już od Ibisa i Janai - mianowicie, że Aaravos był kimś bardzo niebezpiecznym i Callum nie powinien na siłę szukać odpowiedzi, które ktoś nie bez powodu ukrył.
“Nikty inny raczej nie zna szczegółów.” powiedział Callum. “Ezran i Rayla wiedzą, że go mam, ale raczej nie zdają sobie sprawy, czym on jest. Ja znam jego nazwę z listu od mojego ojczyma. Myślę, że będę musiał powiedzieć o tym Ezowi gdy podrośnie, a Rayla ma prawo wiedzieć.” Lujanne westchnęła głęboko. Callum wolał, gdy była ona w swoim zwykłym, pogodnym i przyjacielskim nastroju.
“Z przyjemnością nauczę cię księżycowej magii.” powiedziała mu, jeszcze bardziej pochmurniejąc “Ale pamiętaj Callumie, wielu arcymagów oszalało przez potężną moc wszystkich źródeł. Razem, są one jednakowo powabne i niszczące, jak czarna magia. Tak jak rzadcy są arcymagowie, jeszcze rzadsi są ci, którzy zachowują nad sobą kontrolę.”
“Złożę każdą przysięgę” powiedział szczerze, mimo ochoczego tonu. Kontynuował, nieco spokojniej “Jeśli zostanę arcymagiem, nie oszaleję przez to. Nie jestem wart mniej lub więcej niż inni i nigdy o tym nie zapomnę.”
“Czas pokaże, ale wierzę w ciebie.” powiedziała Lujanne, a jej życzliwy - niemal kochający - uśmiech powrócił. Położyła rękę na ramieniu Calluma. “Jeśli tylko obiecasz, że będziesz ostrożny, możemy zacząć kiedy chcesz..”
“Dam ci znać za miesiąc. Najpierw chcę zobaczyć się z Ezranem, a potem będę musiał jakoś przekonać Raylę by pozwoliła mi to robić. Ona za tobą raczej nie przepada.” Pogodny uśmiech Lujanne przerodził się w figlarny uśmieszek gdy zabrała rękę z jego ramienia.
“Będę czekała na twoją decyzję” powiedziała, z jeszcze większe większą dozą psoty w jej spojrzeniu. “Och, i jeśli uda ci się namówić Raylę by wróciła tu z tobą, tęsknię za naszymi rozmowami.”
Callum szeroko się uśmiechnął, odszedł na pewną odległość od czarodziejki, po czym rozłożył ramiona. Zym, najwidoczniej czując że czas już iść, podbiegł i wdrapał się na jego plecy. Wymówił inkantację, runy na jego ramionach rozświetliły się i Lujanne z podziwem patrzyła jak młody mag wzbija się w powietrze za pomocą swoich czarodziejskich skrzydeł. Obserwowała go, aż stał się nie rozpoznawalnym kształtem na niebie, gdy uśmiech zniknął z jej twarzy.
“Zachowaj otwarty umysł, Callumie.” powiedziała cicho “Nie wiemy, kiedy rzeczywistość padnie ofiarą ułudzie.”
Podczas lotu, Callum spoglądał na znajome miejsca które przemykały pod nim. Podnóże Przeklętej Kaldery, zasypane śniegiem góra i wioska, oraz zlodowaciałe jezioro z wciąż widocznymi na nim dziurami i pęknięciami. Przelatując nad nim spojrzał na Zyma, jednak mały smok był bardziej zainteresowany padającym dookoła śniegiem, całkowicie nieświadomy faktu, że mogło to być miejsce jego śmierci. Callum leciał dalej, rozkoszując się opływającym ich teraz ciepłym frontem powietrznym. Wielka rzeka była widoczna z daleka, co Callum wykorzystał by łatwiej trafić do ich zimowej rezydencji.
Czując wreszcie zmęczenie lotem, wylądował przed rezydencją. Nie porównywała się co prawda do Burzowej Iglicy, ale była znajoma i odosobniona - w sam raz na krótki postój. Czarodziejskie skrzydła Calluma ponownie się ukryły, on sam wykonał parę rozciągnięć pozwalając swoim mięśniom się zrelaksować. Zym zeskoczył z jego ramienia po czym zaczął z ekscytacją wąchać wszystko dookoła, prawdopodobnie wyczuwając obecne wszędzie zapachy Calluma i Ezrana. Callum rozejrzał się. Oprócz nieobecnej łodzi i strzały w drzewie, miejsce to nie różniło się niczym od ich ostatniej wizyty - mógł jednak przysiąc, że na strzale był warkocz. Po chwili jednak odrzucił tę myśl jako nieistotną i zaniósł Zyma do środka, zamykając za sobą drzwi. Jeśli ktokolwiek znalazłby się w pobliżu, Callum wolał aby nikt im nie przeszkadzał.
Pomieszczenie było ciche. Jak raz już się przekonał, zimowa rezydencja nie była najciekawszym miejscem w czasie lata, więc zdrzemnął się na jakieś trzydzieści minut, zanim widok klucza Aaravosa wyrwał go ze snu. Gdy się obudził, musiał powstrzymać chęć wyciągnięcia go z torby jeśli tylko ze względu na to, że przypomniał sobie słowa wypowiedziane przez Lujanne, gdy wrócił on do Burzowej Iglicy. Królowa Zubeia z pewnością byłaby mądrzejszym doradcą od Lujanne. Callum szanował ją jako maga i nie mógł się doczekać by uczyć się od niej, ale nietrudno było dostrzec skąd u Rayli brał się brak cierpliwości w stosunku do niej.
Callum westchnął głęboko wstając z kanapy i intensywnie się przeciągnął. Za godzinę byłby już z powrotem w pałacu i opowiedziałby o wszystkim swoim przyjaciołom. “No dalej, Zym, do Eza zostało tylko kilka mil”. Smoczątko wydało szczęśliwy szczebiot i wskoczyło z powrotem na jego ramię, po czym oboje odlecieli w kierunku Katolis.
Równie spokojna atmosfera, choć tylko z pozoru, panowała teraz na Burzowej Iglicy. Rayla siedziała na stopniu w głównej komnacie, patrząc na miejsce w którym Viren uwięził ją za pomocą lodowego zaklęcia. Callum wyruszył do Katolis trzy dni temu, i będąc samą zaczęły ją nękać koszmary.
Była ponownie uwięziona w lodzie, jednak tym razem Robal nie przybył jej na ratunek. Z wnętrza swojego lodowego więzienia, obserwowała z przerażeniem jak Viren podszedł do niej z truchłem małego smoka pod pachą. Uszy Rayli wypełniało piszczenie, przez które nie mogła usłyszeć co mówił czarny mag. Mogła tylko patrzeć jak Smoczy Książę, ukochana istota którą ona, Ezran i Callum tak bardzo starali się ocalić, istota która mogła pogodzić zwaśnione nacje, była teraz cicha, nieruchoma i pozbawiona życia. Następnym co poczuła, był ogień. Pochłaniający, przytłaczający ból, wypełniający jej żyły i przejmujący kontrolę nad jej umysłem. Prawie nie słyszała swojego własnego krzyku. Obudziła się zlana potem, z łomoczącym sercem i twarzą mokrą od łez. Minęło kilka strasznych minut nim doszła do siebie.
Wciąż słyszała jego głos.
“Z wielką przyjemnością dodam kolejnego Księżycowego elfa do mojej kolekcji.” Kolekcji? Księżycowych elfów? Co miał na myśli? Dlaczego przypomniała sobie o tym teraz, po całym tym czasie? I dlaczego czuła to ukłucie strachu w żołądku, gdy tylko o tym pomyślała? Wiedziała tylko, że sama myśl o sakiewce którą posiadał przyprawiała ją o mdłości. Poczuła wibracje ziemi wzbudzone ruchem królowej, zanim zauważyła ją pozostałymi zmysłami. Rayla nie ruszyła się, gdy olbrzymi smok usiadł obok niej.
“Co cię trapi, młoda elfko?” zapytała głosem który brzmiał znacznie bardziej i życzliwie, niż sugerowałaby to jej potężna prezencja.
“Zwykły koszmar z ostatniej nocy.” Rayla odpowiedziała bez emocji, ze wzrokiem wtopionym w to miejsce. “To był zwykły łut szczęścia, że uratowaliśmy Zyma. Jeśli chociaż jedna rzecz poszłaby inaczej...”.
“Już, już.” królowa próbowała ją pocieszyć, “Żyjemy w budzącym się świecie, gdzie cuda naprawdę mogą się wydarzyć.” Rayla nie odpowiedziała.
“Zdecydowałaś już, czy przywrócisz do działania Smoczą Straż?” zapytała elfka, próbując zmienić temat.
“Wciąż nie jestem pewna.” przyznała Zubeia, chcąc pójść na rękę jej jedynej obecnie strażniczce, której cisza świadczyła o chęci zmiany tematu. “Dwukrotnie, smoczej straży nie udało się ochronić ich króla, najpierw starożytnego arcysmoka Sola Regema, później mojego ukochanego Avizanduma."
“Jednak uratowali twojego syna.” głos Rayli był teraz delikatny i ciepły.
“Tak.” Królowa przyznała “Lain i Tiadrin. Dwoje najodważniejszych i najbardziej godnych zaufania strażników, jacy kiedykolwiek mnie bronili. Było to dla mnie ciosem, gdy zniknęli wraz z moim jajem. Część mnie po prostu nie mogła przyjąć do wiadomości pogłosek o ich dezercji - za dobrze ich znałam, by w to uwierzyć.”
Rayla odwróciła się ze wstydu. Nie tylko powiedziała sobie, że jej rodzice byli martwi - przez jakiś czas próbowała zmusić się, by w to uwierzyć. Runaan szybko to przerwał i Ralya musiała pogodzić się z ich tchórzostwem. Nawet wtedy jednak, nie była w stanie ich nienawidzić. Tym co czuła, była złość i zdrada, nie nienawiść. Tym co od początku nią powodowało była miłość - gdy twierdziła że zginęli, widziała ich jako bohaterów, walczących do samego końca. Wszystko to jednak trzymała dla siebie, wiedząc że inne elfy nigdy by jej nie zrozumiały. Tylko ze względu na swojego głupiego, szlachetnego maga znała prawdę, i przekazała ją Królowej. Zastanawiała się, jaką córką była posiadając tak mało wiary we własnych rodziców.
“Czuję, jakbym znała cię od lat, Raylo.” powiedziała królowa, przywołując jej uwagę. “W czasach pokoju, przed nadejściem czarnego maga, twoi rodzice raczyli mnie opowieściami o swojej odważnej, życzliwej i psotnej córce. Lain w szczególności lubił przechwalać się tobą co, między nami, chyba irytowało inne elfy. Gdy złożyłam jajo, przysięgli bronić go z taką determinacją, jak broniliby ciebie. I dzięki temu odzyskałam syna. Wydaje mi się, że zawdzięczam tobie więcej niż innym.”
Serce Rayli wypełniła mieszanka miłości i wstydu. Jej rodzice mówili o niej? Przechwalali się nią? Wiedziała, że o niej myśleli dzięki listom które przysyłali na każde jej urodziny, ale do tego stopnia, by denerwować inne elfy w Straży? Naprawdę stanowiła dla nich inspirację, dzięki której bronili jaja z taką zaciekłością? A ona odpłaciła im wyrzekając się nich bez względu na jej wewnętrzne odczucia.
Nagły przypływ determinacji przejął nad nią kontrolę. Jej rodzice byli jedynym powodem, dla którego Smoczy Książę wciąż żył. Jeśli był ktoś, kto nie zasługiwał na hańbę jakiej doświadczyli, byli to właśnie oni. Zawdzięczała im zdecydowanie zbyt wiele, by ich teraz odrzucić.
“Wasza Wysokość chciałam poprosić o dzień wolny od służby. Jak szybko możesz wezwać tu innego smoka?” Rayla zapytała.
“Oni nigdy nie są daleko” powiedziała Królowa Zubeia. “Co chcesz zrobić?” Rayla spojrzała na nią z zaciętością.
“Naprawić błąd.”
Callum miał wyraz szczerej radości na twarzy, gdy wreszcie zobaczył pałac. Zdawało się, że minął więcej niż rok, od kiedy ostatnim razem widział swój dawny dom. Przeleciał nad murami odgradzającymi zamek od rosnących dookoła lasów i zobaczył pod sobą ludzi spoglądających na niego z zachwytem. Uśmiechnął się szeroko, gdy do jego uszu dotarły zdumione westchnienia niektórych osób.
“Co u licha?”
“Czy to Książę Callum!?”
“Patrzcie, smok!”
Callum zdołał zignorować tłum który zebrał się by go podziwiać, tak jak falę nostalgii która uderzyła w niego znajomymi widokami, zapachami i dźwiękami, lądując przed bramami pałacu. Jego skrzydła wycofały się z powrotem w jego ramiona, co spowodowało kolejną falę zapartych tchów. Zym pozostał na ramieniu maga i zaszczebiotał, spoglądając na zdumionych mieszczan z wielkim, przyjacielskim uśmiechem.
Callum wszedł przez otwarte wrota, jak gdyby nigdy nic. Dziwne spojrzenia nie należały wyłącznie od będących teraz na przerwie strażników. Zastanawiał się czy wywoływał je sam fakt, że pojawił się w domu tak nagle po tak długiej nieobecności, czy też smoczątko które siedziało na jego ramieniu i sprawiało wrażenie szczeniaczka który zaraz podbiegnie do pierwszej zauważonej osoby.
Tak też się stało. Młody mag tylko patrzył, jak Zym pokonał jednym susem pokaźną odległość i wskoczył na Sorena, powalając go na ziemię. Callum śmiał się podchodząc do nich, przy okazji spostrzegając, że Soren ani trochę się nie zmienił.
“Co do…? Zym? Skąd ty się tu wziąłeś? I co ty jadłeś?” Soren burknął podnosząc się i trzymając małego smoka zdala od swoich włosów, którymi malec był aż nadto zainteresowany
“Zym!” zawołał Callum, podchodząc do nich i zdejmująć Zyma z Sorena.
“Callum?” zapytał Soren, podniósł się z ziemi, otrzepał z kurzu i wtedy przyjrzał się chłopakowi. Byli teraz podobnego wzrostu i w dodatku Callum nabrał trochę mięśni w ramionach, pewnie od całego tego latania. Oprócz tego, nie wyglądał już tak… dziecinnie. “Co ty tutaj robisz? Myślałem, że trenujesz na Iglicy z tym niebiańskim elfem.”
“Podniebnym elfem, Sorenie” poprawił go i wyprostował się z dumą “I już nie. Patrzysz teraz na prawdziwego podniebnego maga.”“Nie. Ma. Mowy.” głos Sorena pełen był dramaturgi “Ludzki mag? Mam na myśli, używający prawdziwej magii, nie tego czarnego świństwa.”
“Przyleciałem powiedzieć Ezranowi. Pomyślałem, że to coś zbyt osobistego jak na zwykły list” powiedział Callum, a Soren zaprowadził go oraz Zyma do wnętrza zamku. Za nimi stała grupa strażników zadających sobie to samo pytanie; czy na pewno dobrze usłyszeli?
Chłopcy rozmawiali jak starzy przyjaciele idąc korytarzem do sali tronowej.
“Więc, tym razem jesteście sami?” Soren zapytał, rozglądając się dookoła. “Żadne Księżycowe elfy nie wyskoczą ze ścian by zaatakować mnie drewnianymi mieczami?”
Callum uśmiechnął się i pokręcił głową “To było tylko jeden raz. Tak czy inaczej, Rayla została na Burzowej Iglicy. Ktoś musiał dotrzymać królowej Zubei towarzystwa, szczególnie pod nieobecność naszą i Ibisa.”
“Ibisa?” zapytał Soren.
“Mojego nauczyciela. Pamiętasz go” powiedział Callum. “Musiał wrócić do swojej rodziny w Avianie. Mówi, że jestem szczególnie uzdolniony. Większości uczniów opanowanie wszystkich zaklęć zajmowało od dwóch do trzech lat, a mnie udało to się w rok i trzy miesiące. W dodatku, podniebna magia jest jedną z najtrudniejszą w przyswojeniu dla początkujących.”.
“Wyglądasz na bardzo pewnego siebie.” zauważył Soren. “Co powiesz na małą walkę na miecze jak za starych dobrych czasów, żebym mógł spuścić z ciebie trochę powietrza.”
Callum i Soren szli teraz w ciszy, oczy Callua wędrowały po pałacu. Pomimo tego jak wiele się zmieniło, wszystko wyglądało niemal tak samo jak tej nocy której go opuścił. Gdyby nie smoczątko siedzące na jego ramieniu - swoim nowym ulubionym miejscu. Świadomość, że jego mały braciszek zasiadał na tronie w miejcu jego ojczyma i jego brak niepewności - byłoby jak za starych czasów.

Komentarze

Popularne posty